wtorek, 24 grudnia 2013

365.103

No boję się tych świąt...
Same przygotowania są ciężkie (jeśli chodzi o rozsądne jedzenie).

Oczywiście przygotowujemy tradycyjną wigilię. Z dwunastoma (a licząc sałatkę jarzynową, która jest mało wigilijna, ale u nas obowiązkowa, to trzynastoma) daniami.
Wszystko pyszne, szykowane własnoręcznie (rękami Mamy i Siostry również!)... I jak tu nie jeść?

No nic...
Pomyślę o tym jutro ;) (a tak naprawdę to będę się starała zachować umiar...)

Tymczasem życzę Wam spokoju, odpoczynku, pięknych chwil z najbliższymi...


wtorek, 10 grudnia 2013

365.89

Gosia Książkiewicz, dziękuję! Dzięki Tobie dziś piszę! :) No zmotywowałaś mnie :)
Nie wiem dokładnie, ile jestem już bez diety. Miesiąc niecały.
Wagę udaje mi się utrzymać, a jakże!

Ale...

Absolutnie nie jestem z siebie zadowolona!
Lepiej się czułam na diecie - rozpiska, co będę jeść w najbliższym czasie, pozwalała mi robić sensowne zakupy i planować z wyprzedzeniem, co zjem następnego dnia... Dzięki temu w wyniku spontanu nie jadłam więcej.
Teraz (dziś na przykład) zdarzają mi się takie napady wilczego głodu... Nie miałam tego w czasie diety, przysięgam!

I co? zjadłam śledzia, kawałek czekolady (!). A to jeszcze nie jest ten czas, w którym mogłabym się jakoś z tych smaków wytłumaczyć...

Dziś, jadąc do pracy, pomyślałam, że... nie mogę się doczekać stycznia i nowego 'rzutu' diety!
Taki charakter paskudny, no! Albo rygor, albo d...

Jakby tu się zmienić, co? Any ideas?


piątek, 15 listopada 2013

365.64

Jutro mijają dwa miesiące od początku odchudzania.
Dziś byłam na ostatnim masażu (i nadal boli, wbrew temu, co mówiły mi dziewczyny - że ostatni to nawet przyjemność :P).

Bilans:
- 10 kg (!) 
- 10 cm w talii
- 3 cm w ramieniu
- 1 cm na szyi ;)

Zaliczyłam wyjazd towarzyski, trochę grzeszyłam (głównie winem ;)), ale mimo to waga spadła! Pilnowałam godzin posiłków, z różnym skutkiem.

Od poniedziałku przechodzę na dietę stabilizacyjną - będę się uczyć jeść normalnie i utrzymać wagę.

A moje obiady wyglądają ostatnio tak:


Ale warto :)
 

środa, 6 listopada 2013

365.55

Ale miałam dzisiaj pyszny podwieczorek - moje odkrycie! (dzięki EQ oczywiście :))

Pokrojona w plasterki pomarańcza (rozłożona na całym talerzyku, żeby było więcej ;)), delikatnie podgrzana, posypana cynamonem i płatkami migdałowymi! No pyszne! Słodkie, soczyste, chrupiące!
Zrobiłam dziecku na podwieczorek, też się zajadało :)

A z bardziej przyziemnych rzeczy, to moja waga, która stoi jak zaklęta! A właściwie się waha 300 g w dół, 300 g w górę...  A już jest tak blisko celu, tak bliziutko... No...

Mam (wciąż) zamiar się nie poddać! :)

poniedziałek, 4 listopada 2013

365.53

Waham się, który dzień w nazwie posta wpisać, bo co prawda jest już nowy dzień (53), ale jeszcze nie poszłam spać, czyli tkwię w 52....

Długo nie pisałam, ale trzymam się dzielnie.
Nie pisałam, bo w tygodniu padam na twarz. Mam bardzo dużo pracy, wieczorami już naprawdę nie mam siły sklecić kilku sensownych zdań.

Druga rzecz, że - mimo że się trzymam - waga mi się zatrzymała. A nawet poszła trochę w górę, potem w dół, potem więcej w górę, potem w dół... Dziś na szczęście jest lepiej i mogę powiedzieć, że ważę już o zgrzewkę wody mineralnej (6 x 1,5 l) mniej! Wzięłam sobie taką zgrzewkę do ręki dzisiaj... No wierzyć mi się nie chce, że jeszcze dwa miesiące temu dygałam na okrągło z taką zgrzewką!!! Mam ochotę zrzucić 'z siebie' następną zgrzewkę! :)

Nie mogę spać ostatnio. Kładę się, przewracam z boku na bok, wstaję, siedzę do 3, próbuję zmęczyć oczy czytaniem/oglądaniem/czymkolwiek... a rano jestem nieprzytomna. Jutro pewno też tak będzie. No nic, jakoś to, mam nadzieję, przeżyję. I wierzę, że to przejściowe. Bardzo wierzę...

Idę sobie... Może zasnę... Albo włączę sobie jakiś serial na dobranoc...

środa, 23 października 2013

365.41


No i co, że bez soli?! 


Nie wierzyłam, że da się nie solić! Nie solę niczego: makaronu, ryżu, pomidorów... Najmniej mi wchodzi niesolona jajecznica (no śmierdzą mi po prostu niesolone jajka). Ale sposób mam na nią, jak na wiele innych produktów bez smaku - oliwa chili! genialna do wszystkiego i naprawdę można się obejść bez solenia :)

I mój ulubiony ocet-sos balsamiczny - nie dość, że pyszny, to jeszcze dodaje uroku każdemu daniu :)


Minęło pięć tygodni, szósty w trakcie, a na wadze osiem kilo bez dwustu gramów mniej :) I w dżinsach czuję się już całkiem, całkiem :) Siadam w każdym razie dość swobodnie ;)

Trochę zaczynam myśleć o długim weekendzie około 11 listopada... Jedziemy do znajomych, to będzie dla mnie test - jak sobie radzić w sytuacjach niesprzyjających ;)

Tak czy inaczej... jest dobrze :)

sobota, 19 października 2013

365.37

34. dzień diety, a ja przeżywam pierwszy kryzys i pierwszy grzech... grzeszek?

Chyba z powodu okresu chodzę cały dzień głodna i każdy posiłek zaczynam piętnaście minut przed czasem, bo nie mogę wytrzymać...

A grzech? zjadłam pół grapefruita nadprogramowo (ale w zasadzie nie dlatego, że byłam głodna, ale pół by mi - wg przepisu - zostało, a u mnie w domu nikt poza mną ich nie je... już raz taką połówkę po kilku dniach wyrzuciłam... szkoda mi było... mam nadzieję, że bardzo to nie zaważy na wadze :) A drugi malutki grzeszek to maślaczek, kawalątek, bo koniecznie chciałam spróbować, jak mi się udały takie duszone, prosto z ogródka... Ale to naprawdę był tylko kawalątek :))

Tak naprawdę dziś czuję się parszywie, kręci mi się w głowie, jestem słaba i do tego to uczucie głodu... Ale przetrwam. Nie dam się.

Schudłam siedem kilo z haczykiem, więc warto się trzymać. Tym bardziej, że dotychczas obyło się bez słabości, pokus...

Przyjemnie jest wejść w stare spodnie, spódnice :)  
Nie oddam tej przyjemności!!!

niedziela, 13 października 2013

365.31

Dziś znów 13!

Jutro początek 5. tygodnia diety, a ja wciąż czuję się świetnie!
- 6 kg
- 6 cm na brzuchu
- 1 cm ramię
- 0,5 cm szyja :)

(były też inne pomiary, ale przecież nie będę wypisywać wszystkiego...)

Dobrze mi robi, jak mam dużo zajęć. W ogóle tak sobie myślę, że odejście od takiego celebrowania jedzenia, spotykania się na jedzenie jest w moim przypadku wskazane... Muszę sobie znaleźć inne formy 'aktywności' ;)

Dziś zaczynam taką krótką dietkę brokułową, w związku z tym...


...tak wygląda dziś moja lodówka



















Miałam jedną zachciankę! Kapusty kiszonej mi się chce! Wczoraj na obiad miałam 100 g... małooo...


No i z zachcianek (ale nie jest to żadna natrętna myśl, w przeciwieństwie do kapusty ;)) to jeszcze wina bym się napiła...

Więcej pokus nie pamiętam...


środa, 9 października 2013

365.27

Na trzy dni przeistoczyłam się we fruitariankę (czy frutariankę?). Żeby lekko pchnąć mój metabolizm, jem głównie owoce (i do tego jogurt/maślankę/kefir). No całkiem mi dobrze, choć wczoraj nie miałam wieczorem sił na nic (ale przyjmuję do wiadomości, że to generalnie trudny dzień był...).

-5,5 kg i chcę więcej!

Wcisnęłam się w dżinsy, które całkiem dobre leżą w szafie. Usiąść w nich nie usiądę, ale się zapięłam! Będę miała spodnie na zimę! 

Chyba lubię siebie na diecie. Nie mam wtedy wyrzutów sumienia, wiem, że robię to, co powinnam... Lubię czuć, że to kontroluję...
Lubię oczywiście też to, co widzę w lustrze: coraz mniejszy brzuch, coraz bardziej wystające obojczyki (yeah!).


sobota, 5 października 2013

365.23

5.1 kg.
Chyba bardzo dobrze nastraja mnie fakt, że w tym secie mam zrzucić 10 kg. Taki krok w kierunku celu, a zarazem cel. I ten cel wydaje mi się realny, nie przeraża mnie tak, jak cel dalekosiężny - 35 kg...

I można (nieśmiało) powiedzieć, że w drodze do tego celu minęłam półmetek! Że teraz już z górki. 
(Chociaż dobrze wiem, że na początku łatwiej traci się na wadze.)

Może to rozłożenie celu na małe celiki mi pomoże... Po tej kuracji będę miała oddech na 'normalne jedzenie' - wtedy moim celem będzie utrzymać wagę aż do następnej kuracji (jakoś po nowym roku). A to nie będzie łatwy cel, bo ten okres wypada w grudniu, w święta :)

Bardzo jestem ciekawa, jak to będzie.
I wciąż podekscytowana :)

A we wtorek chciałabym sobie zrobić małą (?!) przyjemność - oprócz kilerskiego masażu chciałabym taki  masaż peelingujący... Jakoś muszę tę moją skórę udobruchać, żeby tak zechciała się wciągnąć, 'zamknąć w sobie' ;)

czwartek, 3 października 2013

365.21


Musiałam to wstawić :) Będę sobie patrzeć w chwilach zwątpienia :)

Ale na razie muszę przyznać, że idzie mi nieźle. Chodzi mi o psychikę i motywację.
Dziś wzięłam sobie do ręki trzy duże butelki wody mineralnej i pomyślałam, że właśnie o tyle jestem lżejsza. Kurcze, sporo... Jeszcze dwa tygodnie temu chodziłam, sprzątałam, pracowałam... o te trzy pełne butelki cięższa! 

A za jakiś czas podniosę sobie tak całą zgrzewkę! to dopiero będzie :)

No i za jakiś czas strzelę sobie taki biforafterek jak ten z neta :)

środa, 2 października 2013

365.20

Pierwsza delegacja podczas diety za mną! Kurcze, jakie to wygodne! Spakowałam sobie jedzenie na cały dzień, kilka pudełeczek i miałam temat jedzenia z głowy. Kupiłam tylko kawę na stacji benzynowej :)

Generalnie jestem po trzech masażach, bardzo bolesnych i - mam nadzieję - że przyniosą skutek! Naprawdę boli, tym bardziej, że ciało mam posiniaczone (spokojnie mogę się udać na obdukcję, jak mnie Mąż wkurzy ;)). Dzieci chciały iść w niedzielę na basen, ale... no nie ze mną, nie mogę się teraz tak pokazać...

Za dwa masaże, czyli w przyszły wtorek, mierzymy obwody. Tymczasem od początku kuracji (dwa i pół tygodnia) straciłam 4,5 kg.

Dwie osoby mi powiedziały, że ze zeszczuplałam na twarzy! hmm... ciekawe, czy rzeczywiście?

Wiem, co by mi się jeszcze przydało - więcej snu. Łatwiej się chudnie, jak się więcej śpi. Zaczynam odkrywać powody swej otyłości!  ;) Dostałam zalecenie: 8 godzin na dobę... Chyba jednak będę chudła wolniej... (8 godzin? śpię 6, jak dobrze pójdzie 7, ale to absolutny maks!)


niedziela, 29 września 2013

365.17

Taką kolację przygotował mi dzisiaj Syn!
Nawet się nie obraził, że nie zjem. Po prostu. Chciał zrobić :) Lubię, jak faceci gotują!




Od dwóch dni mnie prosił o parówki, a ja nie wiedziałam, czemu się tak upiera, bo naprawdę rzadko je w domu jadamy.

Fajny dzień, piękna pogoda.
Od rana na dworze, bo Młody miał turniej (dwa mecze przegrane, jeden wygrany, ale cztery gole strzelił!). Jakby tu zatrzymać taką jesień?

sobota, 28 września 2013

365.16

Kilka dni przerwy w pisaniu... Straszliwa migrena, a potem nadrabianie pracy... 
No ale już jest sobota, dom ogarnięty, ja ogarnięta również.

Generalnie jestem zadowolona, bo:

1. mimo okropnego pms-u nie uległam żadnej pokusie (w zasadzie to nawet żadnej do siebie nie dopuściłam ;))
2. jestem lżejsza o 4 kg!
3. wytrzymałam (!) drugi masaż - niewiarygodne, jak to boli! może z powodu tej mojej głowy miałam większą wrażliwość na ból. Jestem posiniaczona, jakby 'zupa była za słona' i wcale nie czekam z utęsknieniem na następny ;)


I przyszła mi do głowy jedna myśl na swój temat.

Zaprogramowałam się na dietę. Mam rozpisane posiłki. Wiem, że nie mogę solić, pić wina i coś tam jeszcze. I... fajne jest to, że nie ciągnie mnie zupełnie do podjadania, popijania, solenia. Nie mogę i już. Kropka. 
To naprawdę siedzi w głowie.

Tylko jak to zrobić, żeby w tej głowie już pozostało? Tak restrykcyjnie przynajmniej na rok...

wtorek, 24 września 2013

365.12

No taką sobie przyjęłam konwencję, że będę pisać codziennie. Choćbym miała usiąść na parę słów.
Ale co można pisać codziennie o odchudzaniu? Zwłaszcza na początku, kiedy człowiek zapału dużo ma, pokusom nie ulega, rozterek nie ma i nawet do wina go nie ciągnie! No o czym pisać? ;)

No dobra, mogę napisać, że nie wykazałam się dziś należytą dyscypliną i że zamiast marchewki, selera i pietruszki duszonej do kaszy zrobiłam sobie cukinię, bakłażana i pomidory! uuułaaa, Justyna, nie czytaj! No ale nie mogłam, na samą myśl o duszonej marchewce było mi słabo. Już wiem, po kim moja Córka nie znosi gotowanej marchewki! ;)

I siedzę sobie teraz, pracuję jeszcze, zamiast wina sączę niegazowaną wodę... 
Na zumbę nie poszłam. Na masaż nie poszłam. Ale już odczuwam wyraźną poprawę samopoczucia! Odżywam :)

Waga się chwilowo (mam nadzieję!) zatrzymała.

A, i kupiłam sobie fajne kolorowe pojemniczki do pakowania jedzenia :) Może jutro je obfotografuję. Trzeba sobie sprawiać małe przyjemności. A jeszcze nie nie pora na nowe ciuchy...


-------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: kanapka z twarożkiem i pomidorem
drugie śniadanie: sałatka owocowa
obiad: kasza gryczana i duszone warzywa
podwieczorek: grapefruit
kolacja: mięsko i surowe warzywa

poniedziałek, 23 września 2013

365.11

Moja ukochana scena z mojego ukochanego filmu: Hugh Grant jako tańczący prime minister! Zawsze mi po niej lepiej :)




A do tego dieta okresowa i jest ok!

Grunt, że nie myślę nawet o tym, żeby czymś zgrzeszyć :)

-------------------------------

Dziś jadłam:
śniadanie: jogurt z winogronami, otrębami, orzechami
drugie śniadanie: melon
obiad: makaron z sosem pomidorowym
podwieczorek: tadam! kawałek czekolady :)
kolacja: sałatka z pieczonym kurczakiem

niedziela, 22 września 2013

365.10

No to pierwszy weekend za mną - zaliczam do udanych. Nie było trudno, bo nie było pokus. Żadnych gości, żadnych wizyt u kogoś, żadnej knajpy.  

Prawdziwy test dopiero przede mną - parapetówka firmowa! No nic! Zostanę kierowcą, a w wolnych chwilach będę tańczyć ;)

No i dziś walczę z bólem głowy. Silnym, takim migrenowym. Ale nie ugięłam się, nie wzięłam prochów (w czasie kuracji raczej niewskazane, więc się starałam).

Moje przemyślenia na temat diety: co do ilości nie mam zastrzeżeń. Brakuje mi warzyw, na przykład dziś na obiad chętnie zjadłabym sobie jeszcze trochę jakiejś sałaty z pomidorem...
No i pory posiłków w weekend całkowicie rozjeżdżają się z porami jedzenia mojej rodziny. W rezultacie jemy na przemian, szkoda trochę...

Chyba zaraz się położę. Podobno sen sprzyja odchudzaniu :)

--------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: w porze drugiego śniadania ;) owsianka z żurawiną - jedno z moich ulubionych śniadań
drugie śniadanie: -
obiad: łosoś z makaronem
podwieczorek: surówka z selera z gruszką - super!
kolacja: łosoś z rukolą i pomarańczą (miałam do wyboru wątróbkę albo łososia, ale wybrałam rybę, mimo że na obiad też jadłam, bo lubię)

sobota, 21 września 2013

365.9

Idzie mi dobrze, nie ulegam pokusom, stosuję się do zaleceń, niby wszystko w porządku...

Ale...

Trzymajcie za mnie, żeby tym razem się udało...

Żeby nie była to kolejna nieudana próba.

Wiem, że niektórzy, nawet całkiem bliscy, nie wierzą już w moje odchudzenie, ale ja chcę wierzyć, że mi się uda!

Tyle na dziś. Bo nie chcę mi się już o tym myśleć...


-----------------------

Dziś jadłam:
śniadanie: omlet z dwóch jajek, plaster ananasa
drugie śniadanie: 2 owsiane ciasteczka

moje drugie śniadanie

obiad: ryba z warzywami
podwieczorek: melon
kolacja: pieczona pierś z kurczaka z warzywami

piątek, 20 września 2013

365.8

Dziś trudniej. Cały czas chodzę głodna. Jakoś próbuję zapanować nad tym ssaniem, pijąc gorące herbatki.

Pewno dlatego, że normalnie w TYM czasie pożerałabym na zmianę śledzie i czekoladę. Dziś jedynym moim 'grzechem' było zjedzenie kolacji o pół godziny wcześniej. Musiałam :)

A swoją drogą chyba dzisiejsze menu nie bardzo przypadło mi do gustu. Nie lubię takich 'deserowych' obiadów.

Generalnie mimo wszystko entuzjazm mnie nie opuszcza ;) 

I kupiłam sobie masło czekoladowe... do ciała, żeby duuużo wsmarowywać w moje poturbowane ciało ;)


-----------------
Dziś jadłam:
śniadanie: kromka chleba z twarożkiem (miało być jeszcze z majonezem, ale nijak mi nie pasowało)
drugie śniadanie: jabłko
obiad: ryż z jabłkami i jogurtem
podwieczorek: wafel ryżowy* z dżemem (kupiłam fajny Łowicza słodzony sokiem jabłkowym, dość mało słodzony, za to kwaśny (z czarnych porzeczek), fajny)
kolacja: zupa jarzynowa z mięskiem


*ten wafel ryżowy mnie rozwalił. jeden wafel... nie na mój dzisiejszy apetyt ;)

czwartek, 19 września 2013

365.7

Od czego by tu zacząć... Wymęczonam dziś bardzo.
Praca, praca, masaż, praca, praca, a na koniec zafundowałam sobie zumbę i to chyba zaważyło na moim stanie ;)

Zdecydowanie punktem kulminacyjnym dziś był masaż. 
Zostałam uprzedzona, że boli, że będę maltretowana. 
Ale w ogóle się tym nie przejęłam. Przecież jestem odporna na ból ;)

O matkooo... Bolało! Zwłaszcza brzuch i wewnętrzna strona ud.
I co dziwne - prawa strona ciała bolała mnie bardziej!

Tak się czuję, że nie mam siły więcej pisać :P



aaa, dodam jeszcze, że podobno mam dużo wody w organizmie i muszę duuużo pić, bo będzie mi się magazynować w tkankach i będę taka spuchnięta...

-------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: twarożek z jogurtem i rzodkiewkami
drugie śniadanie: kromka chleba z masłem
obiad: kasza gryczana z brukselką
podwieczorek: serek wiejski
kolacja: pierś z kurczaka i warzywa surowe (rukola z pomidorami)
 

środa, 18 września 2013

365.6

Dziś krótko.
To nie był najlepszy dzień.
I nie chodzi o jedzenie/niejedzenie (i picie/niepicie), bo tu toczy się wszystko zgodnie z planem.
Dopadł mnie pms gigant, muszę przeczekać...


Jutro wreszcie pierwszy masaż, podobno boli. Ale i tak nie mogę się doczekać :)

-------------------------

Dziś jadłam:
śniadanie: sałatka owocowa z banana, pół pomarańczy i pół grapefruita, do tego troszkę jogurtu. super. choć obieranie pomarańczy z cienką skórką o tej porze to dramat ;)
drugie śniadanie: kromka chleba z masłem i druga połówka pomarańczy
obiad: sałatka z rukoli i pomidorów
podwieczorek: koktajl malinowy
kolacja: ryba po grecku (oczywiście lekko odchudzona)

wtorek, 17 września 2013

365.5

Huraaa! 'Schudłam' prawie 2 kg!

Żartowałam :) Tzn. rzeczywiście jestem lżejsza o prawie dwa kilo (bez 20 dkg), ale wiem przecież, że to tylko woda. No i co z tego! I tak się cieszę! Było nie było o prawie 2 kg mniej! :)

Bardzo dobry dzień! Co prawda coś mi się pokićkało i nie czekał na mnie w gabinecie masaż, ale zabieg detoksykujący. Owinięta niczym mumia egipska leżałam pod folią na podgrzewanym łóżeczku prawie godzinę. Pełen relaks.

Tutaj się wylegiwałam, a dokładniej w tym pokoiku:



Wypiłam dużo, nawet chyba więcej niż muszę.
Jadłam zgodnie przykazaniami, choć jestem trochę niespokojna, bo porcje odmierzam na oko. Pilnie muszę kupić wagę kuchenną. Tanią i dobrą ;)

Generalnie wszystko jest świetnie, nie licząc kilku pryszczy na buzi (tak mnie zdetoksykowali. A właściwie zdetoksykowała. Magda)
I nawet wieczorem zaliczyłam zumbę. Swoją pierwszą w życiu! 



---------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: (nic, bo musiałam zrobić badania na czczo)
drugie śniadanie: to, co miało być na śniadanie: kanapka z szynką drobiową i pomidorem
obiad: podduszone pieczarki (na oliwie chili, super!) z tuńczykiem (miała być do tego papryka, ale zabrakło) i makaronem
podwieczorek: fasolka szparagowa
kolacja: (uwaga!) jajecznica z ananasem (też na oliwie chili). nowe i dość ciekawe :)



poniedziałek, 16 września 2013

365.4


Zobaczcie, że wcale nie cierpię! Pięknie, kolorowo na przekór temu, co za oknem. Taki miałam dziś obiad:

rukola, pomidory, papryka i indyk














Na śniadanie ulubiona owsianka z żurawiną i płatkami migdałowymi - oczywiście w śladowych ilościach (o 6.30 rano). 
Drugie śniadanie kawałe(cze)k chleba z miodem (o 10).
Obiad o 13.
Podwieczorek wypasiony: dwa plastry ananasa polane dwiema łyżkami jogurtu naturalnego i łyżką (!) orzechów włoskich (o 16).
Czeka mnie jeszcze za chwilkę kolacja! Łosoś z rukolą i sezamem. Zaraz lecę do kuchni (o 19).

Martwią mnie te stałe pory posiłków. Będę się bardzo starała sprostać wyzwaniu.
I na razie jest mi bardzo dobrze. Nie głoduję :)
No i... wypiłam te dwa litry wody, uff...

A jutro... pierwszy masaż! Nie mogę się doczekać!



niedziela, 15 września 2013

365.3

Zrobiłam zakupy! :) Całe trzy dni nie muszę chodzić do sklepu :) (tylko teoretycznie, bo wiadomo, że karmię przy okazji rodzinę, oni zachcianki mieć mogą ;)). Lista zakupów niżej, gdyby kogoś interesowała ;)

Oczywiście nie zjem tego wszystkiego do środy. Ale zaopatrzona jestem :)
Jeszcze tak nigdy nie zaczynałam - niby od poniedziałku, ale tak naprawdę od dwóch dni się szykuję, nastawiam, planuję... Nawet nie mam na nic szczególnego ochoty, żeby tak zjeść 'ostatni raz' :) Bałam się, że będę chciała wykorzystać te ostatnie chwile wolności :)

Muszę sobie jeszcze pstryknąć zdjęcie - ale postanowiłam, że pokażę je jedynie w zestawieniu z dowodem na spektakularny sukces, czyli gdzieś za ładnych parę miesięcy :)

No i wypadałoby się wyspać - podobno chroniczne niewyspanie jest jednym z powodów otyłości (na pewno będzie mi trudno chodzić wcześnie spać (koło 23), bo uwielbiam długie wieczorno-nocne siedzenie...).

***
i jeszcze jedno
natknęłam się dziś na taką piosenkę 





rymy częstochowskie, ale na dziś całkiem fajne, nie?  
 
Podaruj sobie nowy czas
Nie pozwól, żeby płomień zgasł
Odlatuj w kosmos
Zasuwaj prosto



-----------------------
Lista zrealizowanych zakupów:
- płatki owsiane (miałam akurat w domu)
- żurawina
- płatki migdałowe (też mam)
- chleb pełnoziarnisty (kupiłam żytni z mąki typu 2000, pół bochenka, pewno starczy mi na cały tydzień)
- indyk
- warzywa (rukola, papryka, pomidory, fasolka szparagowa)
- świeży ananas
- jogurt naturalny
- orzechy włoskie (o dziwo ;))
- łosoś
- pestki dyni i słonecznika (starczą mi na długo, bo do posypania sałatek mogę użyć albo tego, albo tego i to w oszałamiającej ilości... 1 łyżeczki :))
- włoszczyzna (mam w zamrażarce, nie kupowałam, wykorzystam)
- maślanka
- owoce leśne (mam maliny, ciekawe, czy mogę sobie samowolnie zastąpić? może lepiej spytam? będą mnie mieć dość, jak z takimi pierdołami będę do nich pisać ;))
- grapefruit
- banany


sobota, 14 września 2013

365.2

Kiedyś, na jakiejś służbowej imprezie spotkałam Justynę. Śliczną, zgrabną dziewczynę, właścicielkę centrum dietetycznego. Jak się ma taką figurę, to sobie można taki biznes prowadzić - pomyślałam. Na tym spotkaniu Justyna miała króciutką prelekcję na temat zdrowego odżywiania. Podobało mi się, bo mówiła rzeczowo, rozsądnie: żadnych diet cud, żadnego umartwiania się. Niby oczywiste oczywistości: jeść regularnie, nieprzetworzone produkty i dużo pić wody.

Po spotkaniu podeszłam do niej, pogadałyśmy chwilkę. Okazało się, że będąc mamą trójki dzieci (ku memu zaskoczeniu :)), zaniedbała się i... ważyła o 13 kg więcej niż teraz. Metoda, którą poleca swoim paniom (niekiedy też panom), jest przetestowana przez nią. Dieta w połączeniu ze specjalnymi, bynajmniej nie relaksującymi masażami...

Justyna zrobiła na mnie wrażenie, bo była pełna energii, bardzo otwarta i uśmiechnięta :)

Coś tam się 'po drodze' działo, różne sytuacje i okoliczności zaprowadziły mnie do jej gabinetu. 

Zdecydowałam się spróbować i oddać się w jej ręce. Niewiele mam do stracenia (a właściwie całkiem dużo ;))...

Chciałabym o tym pisać. O swoich wrażeniach, odczuciach w trakcie kuracji, o zakupach, szykowaniu jedzenia i pakowaniu go w pudełeczka do samochodu ;) O ustawianiu timera (tajmera? jak to zapisać?) w telefonie, żeby mi przypominał, że choćby się waliło i paliło, muszę coś zjeść!

Ciekawe, jak będzie :)

Jestem po pierwszej wstępnej konsultacji - szczegółowym wywiadzie zdrowotnym, jedzeniowym. Jeszcze muszę zrobić badania, ale poprosiłam już o dietę, żebym mogła się do niej przygotować i zacząć od poniedziałku :) Liczę, że wyniki mnie nie zdyskwalifikują :)

Nie mogę się doczekać :)

piątek, 13 września 2013

365.1






Niezłą sobie datę wybrałam na rozpoczęcie bloga*, nie? ;)
Ale wiadomo, że żaden dzień nie jest lepszy/gorszy, po prostu... piątek, początek weekendu... tak to widzę :)

Chcę pisać. O odchudzaniu. Moim. Kolejnej próbie. 
Będę mogła sobie wrócić do dni, w których miałam entuzjazm, albo wygadać się, kiedy mi tego entuzjazmu braknie.

Będzie o odchudzaniu, pracy, dzieciach, o Nim (mąż, od 16 lat), o życiu jakoś...


*niewykluczone, że blog będzie zawierał lokowanie produktów