Jak ten czas gna... Znowu zgubiłam tydzień. Myślałam, że nie było mnie tu trzy dni, a tu się trochę więcej zrobiło.
Pewno dlatego, że oprócz nawału pracy mam jeszcze szkolenie - w każdy (bez jednego) weekend do świąt. Ba! do połowy maja... Więc nawet weekendy zlatują mi nie wiem jak i kiedy...
Dziś chodziłam po sklepach i... nic. Null. Nic mi się nie podoba. Nie potrafię rozglądać się za kolorowymi ciuchami. Modne w tym sezonie pastelowe kolory nie są zupełnie moje. Etnicznych deseni też nie lubię za bardzo, a dużo tego w sklepach...
A nie mam w czym chodzić, ratunkuuu...
Wynik do dziś to -17,5. Powolutku, pomalutku... Ale podobno widać :) Wczoraj na zebraniu w szkole nawet nauczycielka mnie o to zagadnęła :)
Miłe to :)
--------------
Dziś jadłam:
śniadanie: koktajl owocowy
drugie śniadanie: kanapka z żółtym serem
obiad: indyk z pomidorami i cukinią
podwieczorek: melon
kolacja: koktajl warzywny i twaróg (i kilka kawałeczków kurczaka - nadprogramowo - bo robiłam rodzinie tortille, a on był taki pyszny... z kuminem... grzech...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz