Tak, policzyłam, ile mnie tu nie było!
346 dni - to prawie rok marazmu, nic nierobienia ze sobą? A skąd! walka zawsze we mnie jest! Takie bezsensowne (bo bezskuteczne) boksowanie się, rezygnowanie i podnoszenie.
Przyznaję, zaprzepaściłam trochę kilogramów.
Przyznaję, boję się powrotu.
Ale:
Nie poddam się bez walki. A co! Przynajmniej będę się zdrowo odżywiać...
Nie dążę do ideału. Stawiam małe cele i będę się cieszyć z ich realizacji.
Będę się lubić, bez względu na wszystko. Będę się starać dbać o siebie i być dla siebie dobra.
Taki spontaniczny wpis, bo chcę, by był ślad.
Bo przejrzałam swoje stare wpisy i widzę, że warto notować ;)
Nie spodziewam się wielu czytających (może dlatego tak sobie mogę pleść ;)).
Tak czy inaczej. Wróciłam, na razie 3 kg udało mi się ruszyć (wiem, woda i takie tam). Dobry start.
Walczę!
Ja tu jestem :)
OdpowiedzUsuńo jaaa! a myślałam, że będę 'gadać' do siebie ;)
OdpowiedzUsuń