środa, 26 listopada 2014

365.440

Nie wiem, jak teraz mają się tytuły postów do tytułu bloga? Co powinnam zmienić? ;) Aaa, niech tak zostanie. W zasadzie to nie wiem, ile to potrwa, ale nie ma to dla mnie teraz znaczenia ;)

Dziś miałam trochę przemyśleń na temat swojego odchudzania. Na pewno nie są to myśli odkrywcze, ale dla mnie może jakoś przełomowe? To się pewno okaże...

Patrycja poleciła mi książkę o psychologii odchudzania. Nie kupiłam jej (jeszcze), ale zaczęłam szukać w necie różnych informacji na ten temat.
Doszłam do wniosku, że TO musi siedzieć w głowie! Wiedzę mam. Dobre składniki mam. Wszystko mam, czego mi potrzeba. Tylko głowa nie ta ;)
Dojdę i do tego, co tam siedzi ;)

Dziś jedzenie bardzo poprawne, choć korci mnie, żeby iść po lampkę wina...
Ale może pójdę do łóżka i coś poczytam ;)


poniedziałek, 24 listopada 2014

365.438

Czy ja już mogę uznać dzisiejszy dzień za udany? :)
Jadłam regularnie, dobrze :) Przygotowałam sobie jedzenie do pracy, nie podjadałam, wieczorem grzecznie piłam ziołowe herbatki :)
Dobra. 1:0 dla mnie :)
Idę teraz spać, żeby mieć siłę na jutro (obiad do pracy w pojemniczku ;)).
Lubię takie dni, jak mi idzie :)

niedziela, 16 listopada 2014

365.430

Nie idzie mi.
Muszę odnaleźć motywację.
Mam dużo pracy, stresu. Wiem, to wymówki.
Przygotowanie kaszy jaglanej z warzywami nie zabiera dużo czasu...

Ale ja wieczorami jestem tak strasznie głodna! Cały dzień pięknie jem. Regularnie. Porcje dobre. Wieczorem jestem nienażarta...

Nie lubię siebie takiej nieskutecznej.

Nie chcę wrócić do punktu wyjścia!!!

wtorek, 4 listopada 2014

365.418

Zadałam sobie duuużo trudu, żeby policzyć, który to dzień mojego 'projektu'. Projektu, którego nie doprowadziłam do końca tak, jak zamierzałam. Projektu trudnego, wymagającego. Projektu, w którym miałam wykazać się i dyscypliną, i pewną swobodą, radością, pasją...

Czego zabrakło? Konsekwencji (jak zwykle), determinacji i może trochę tej pasji?

Ale ponieważ nie wszystko stracone, to mogę uznać tę przerwę za przerwę właśnie i pociągnąć 'projekt' dalej? Dokończyć. A może po prostu realizować? Może żadnego końca nie będzie?

A dlaczego? Bo się świetnie czułam, jak kontrolowałam się w tej sferze życia.
Nie tylko dlatego, że chudłam.
Dobrze się czułam fizycznie. Lekko.
Dobrze się czułam psychicznie. Czułam, że realizuję cele, a to jest baaardzo motywujące.
Oczywiście lepszy wygląd to też nie byle co!

Co mi przeszkadza?
Lenistwo? Bo to chyba to... Nie przygotowuję sobie jedzenia na następny dzień - co za tym idzie, jem gorzej... A przecież wiem, że te moje dania nie są wymagające, robi się je raz-dwa, szybciej niż wszystko inne... To czemu nie chce mi się wieczorem ruszyć tyłka?

No i teraz te wieczory... kominek... wino... Jak sobie wytłumaczyć, że można mieć inną przyjemność? Jak zastąpić wino Chodakowską? ;)

Raz kozie śmierć :)
Wróciłam. Muszę! Inaczej się uduszę! :)

Dla samej siebie.