środa, 26 listopada 2014

365.440

Nie wiem, jak teraz mają się tytuły postów do tytułu bloga? Co powinnam zmienić? ;) Aaa, niech tak zostanie. W zasadzie to nie wiem, ile to potrwa, ale nie ma to dla mnie teraz znaczenia ;)

Dziś miałam trochę przemyśleń na temat swojego odchudzania. Na pewno nie są to myśli odkrywcze, ale dla mnie może jakoś przełomowe? To się pewno okaże...

Patrycja poleciła mi książkę o psychologii odchudzania. Nie kupiłam jej (jeszcze), ale zaczęłam szukać w necie różnych informacji na ten temat.
Doszłam do wniosku, że TO musi siedzieć w głowie! Wiedzę mam. Dobre składniki mam. Wszystko mam, czego mi potrzeba. Tylko głowa nie ta ;)
Dojdę i do tego, co tam siedzi ;)

Dziś jedzenie bardzo poprawne, choć korci mnie, żeby iść po lampkę wina...
Ale może pójdę do łóżka i coś poczytam ;)


poniedziałek, 24 listopada 2014

365.438

Czy ja już mogę uznać dzisiejszy dzień za udany? :)
Jadłam regularnie, dobrze :) Przygotowałam sobie jedzenie do pracy, nie podjadałam, wieczorem grzecznie piłam ziołowe herbatki :)
Dobra. 1:0 dla mnie :)
Idę teraz spać, żeby mieć siłę na jutro (obiad do pracy w pojemniczku ;)).
Lubię takie dni, jak mi idzie :)

niedziela, 16 listopada 2014

365.430

Nie idzie mi.
Muszę odnaleźć motywację.
Mam dużo pracy, stresu. Wiem, to wymówki.
Przygotowanie kaszy jaglanej z warzywami nie zabiera dużo czasu...

Ale ja wieczorami jestem tak strasznie głodna! Cały dzień pięknie jem. Regularnie. Porcje dobre. Wieczorem jestem nienażarta...

Nie lubię siebie takiej nieskutecznej.

Nie chcę wrócić do punktu wyjścia!!!

wtorek, 4 listopada 2014

365.418

Zadałam sobie duuużo trudu, żeby policzyć, który to dzień mojego 'projektu'. Projektu, którego nie doprowadziłam do końca tak, jak zamierzałam. Projektu trudnego, wymagającego. Projektu, w którym miałam wykazać się i dyscypliną, i pewną swobodą, radością, pasją...

Czego zabrakło? Konsekwencji (jak zwykle), determinacji i może trochę tej pasji?

Ale ponieważ nie wszystko stracone, to mogę uznać tę przerwę za przerwę właśnie i pociągnąć 'projekt' dalej? Dokończyć. A może po prostu realizować? Może żadnego końca nie będzie?

A dlaczego? Bo się świetnie czułam, jak kontrolowałam się w tej sferze życia.
Nie tylko dlatego, że chudłam.
Dobrze się czułam fizycznie. Lekko.
Dobrze się czułam psychicznie. Czułam, że realizuję cele, a to jest baaardzo motywujące.
Oczywiście lepszy wygląd to też nie byle co!

Co mi przeszkadza?
Lenistwo? Bo to chyba to... Nie przygotowuję sobie jedzenia na następny dzień - co za tym idzie, jem gorzej... A przecież wiem, że te moje dania nie są wymagające, robi się je raz-dwa, szybciej niż wszystko inne... To czemu nie chce mi się wieczorem ruszyć tyłka?

No i teraz te wieczory... kominek... wino... Jak sobie wytłumaczyć, że można mieć inną przyjemność? Jak zastąpić wino Chodakowską? ;)

Raz kozie śmierć :)
Wróciłam. Muszę! Inaczej się uduszę! :)

Dla samej siebie.


niedziela, 15 czerwca 2014

365.276

Tak, wiem, trzy tygodnie milczenia.
Zaczęłam dietę i... się zablokowałam.
Nie wiem, co się stało.
Jakoś mi nie idzie.
Zmęczenie materiału? Znużenie?
Bo na pewno nie brak motywacji. Motywację mam. Wielką satysfakcję z tego, co osiągnęłam. I za nic w świecie nie chcę tego stracić i wrócić do starego! Za nic!

Chudnę powolutku. Krok do przodu, dwa do tyłu. No bez sensu.
Do tego stres co rano przy ważeniu.
Ważę się raz, schodzę z wagi, wchodzę jeszcze raz z nadzieję, że będzie inny wynik i... tak było ostatnio, był inny - 100 g więcej! i po cholerę wchodziłam ten drugi raz? no?
I z tego stresu mam wrażenie, że cały czas mam zaparcia. Ale to przecież niemożliwe, zważywszy na to, jak jem, co jem, ile wody piję!

No generalnie morale na razie takie se.
Przynajmniej podjęłam wyzwanie przysiadowe - dziś zrobiłam 190, zostało mi kilka dni do końca 'programu'. I nie łudzę się, że waga stoi, bo mi taaak mięśnie urosły... ;)

Wiem, że blog ma wartość, jak jest pisany 'na dobre i na złe', a ja się wycofuję, jak nie jest za dobrze... Że powinnam inaczej.
Ale nie chcę wyjść na malkontentkę. Muszę sobie poukładać w tej łepetynie, co z tym zrobić...

I paradoksalnie, mimo że nie chudnę, zbieram dużo pochwał, że tak pięknie chudnę :)
To bardzo miłe jest! Choć wolałabym, żeby waga nadal spadała...

No dobra, postaram się pisać bez względu na poziom satysfakcji.




A to moje dzisiejsze niedzielne nieśpieszne śniadanie :)

piątek, 23 maja 2014

365.253

Odkrycie: Podstawą każdej diety jest dobry plan posiłków...
To początek artykułu, na który się dziś natchnęłam, i... olśniło mnie!
Nie mogę w swoim 'jedzeniu' iść na żywioł!
Muszę dokładnie wiedzieć, co będę jeść następnego dnia. I chodzi głównie o obiady i kolacje (bo śniadania owsiankowo-kaszojaglane mi pasują).

Dzisiaj cierpię! Zgrzeszyłam, ale nawet nie mam wyrzutów!

Wszystko przez truskawki!
Nie powściągnęłam się i zjadłam kilka więcej (hahaha, kilka!).
Mam też straszną ochotę na szparagi... a jutro nie mam ich w jadłospisie (ale ominę to, gdyż mam szaszłyki warzywne ;)).

A tak w ogóle to fajnie mi, jak zwykle, jak mi idzie.
"Zrzuciłam" prawie 2,5 kg - od wtorku, czyli woda, woda, woda... ileż jej można nagromadzić?!

I kupiłam sobie na dobry start takie coś o:















 No sroka ze mnie ;)



wtorek, 20 maja 2014

365.250

No to pierwszy dzień za mną - chyba już mogę tak powiedzieć :)



To moje drugie śniadanie!
Prawda, że piękne? :)

Dobrze mi. Ja chyba jestem psychiczna ;) Ale lubię być na diecie.
Ale zadanie przede mną - nauczyć się nie żyć na diecie.
Nauczyć się dokonywać wyborów.

I przekonać samą siebie, że nie muszę korzystać z każdej nadarzającej się okazji, żeby coś pysznego zjeść/wypić, bo okazji będzie wiele i nic na zawsze mnie nie ominie :)
Nie wiem, jak to wytłumaczyć lepiej...

Jest dobrze :)


poniedziałek, 19 maja 2014

365.249

Jutro zaczynam.
Z Patrycją :)

Cieszę się, ale też trochę się obawiam. 
No nic... idę spać.
Jutro będzie dobry dzień :)

sobota, 17 maja 2014

365.247

Nic nie pisałam, ale kilka rzeczy się wydarzyło.
Od wtorku zaczynam kolejny set.
To dobrze. Bardzo dobrze.

Obawiam się diety w sezonie grilowo-imprezowo-wyjazdowym.
Już mam kilka imprez w zanadrzu, którym będę musiałam podołać.
Takie stacjonarne to pół biedy, gorzej z wyjazdami na dwa, trzy dni i dłużej...

Za tydzień mam pierwszy i nie wiem, czy nie zrezygnuję...
Drugi zaplanowany na koniec czerwca - do tego czasu jakoś okrzepnę...

Obawiam się, ale nie chcę tego przekładać.

Planowałam też przed następną sesją zrzucić jeszcze kilka kilogramów, ale marnie mi idzie, więc nie ma na co czekać. 

Muszę spojrzeć sobie w oczy i pogodzić się z tym, że zaczynam z kilkoma kilogramami na plusie. Nie udało mi się tym razem utrzymać idealnie tego, co zdobyłam.
Ale też nie chcę (jak to miałam wcześniej w 'zwyczaju') z tego powodu machnąć ręką i powiedzieć, że dalsze odchudzanie zatem nie ma sensu. 

Zaczynam z Patrycją, która za cel postawiła sobie oduczyć mnie bycia na diecie na tej diecie :)
Patrycja... poddam się bez szemrania, obiecuję być zdyscyplinowana, posłuszna i szczęśliwa :)

W poniedziałek spotykam się z Patrycją, żeby omówić, co i jak.

I niech już będzie ta ładna pogoda, no...
Potrzebuję dołączyć ruch!

 

piątek, 9 maja 2014

365.239

Pomału się ogarniam. Wracam do rytmu. Wracam do porcji. Wracam do przepisów.
Lepiej mi z tym! Bez dwóch zdań!

(no i znikają wyrzuty sumienia ;))

Ciągle analizuję i zastanawiam się nad tym, kiedy najtrudniej zapanować mi nad apetytem.
I mam. Nie zdarza się często, bo też nieczęsto mam na to okazję - popołudniowa drzemka.
Choćby miała miejsce tuż po obiedzie i trwała 15 minut, to i tak budzę się głodna jak wilk! 
Ki czort??
Jak nad tym zapanować?
Czym ten nieposkromiony apetyt oszukać? Przecież to nie jest głód! To jakieś spadki cukru, nie wiem co.
Sposób na to? nie spać w ciągu dnia.
Ale czasem się nie da - po intensywnym dniu takie 15 minut pozwalają w cudowny sposób się zregenerować. Nie warto z tym walczyć - ale warto walczyć z tym, co potem ;) ;)

Dzisiejszy mój grzech? kawałek ukochanej czekolady Lindta z chili...

niedziela, 4 maja 2014

365.234

Koniec majówki. Święta już dawno minęło. Koniec pretekstów, wymówek. Na jutro już rozpisałam sobie posiłki. Muszę się postawić do pionu :)


Dziś na powitanie dzieci (były cztery dni na biwaku) zrobiłam tartę z mascarpone i malinami.

Pamiętam, jak ja my z siostrą byłyśmy młodsze i wracałyśmy do domu z jakichś obozów, zawsze na nasz czekało coś dobrego. Najbardziej chyba obie uwielbiałyśmy chrusty (czyli faworki)! 
No i przełożyło się to na moje rodzinne życie - też zawsze się staram zrobić coś dobrego na ich przyjazd :)

Po pytaniach Patrycji pod poprzednim postem i po przeczytaniu artykułu z pogranicza psychodietetyki zaczęły mnie nachodzić myśli, że to może nie najlepiej, że chcąc zrobić im przyjemność, robię coś do jedzenia? Że rzeczywiście przygotowanie jedzenia (no może nie na co dzień, jak się spieszę), zapraszanie ludzi na jedzenie, a potem siedzenie i jedzenie - to są naprawdę przyjemności. I że zaspakaja się tym nie tylko potrzebę głodu... Ale to truizm.

Napisałam Patrycji, że jem z nudów. Myślałam i myślałam. To nie tak! Bo nie mam czasu ostatnio się nudzić. To jakieś cholerne zajadanie emocji. Mam chwilę wolnego, ale świadomość góry niezrobionych rzeczy nie pozwala mi się cieszyć tą chwilą, tylko mam jakieś wyrzuty sumienia i... Pewno wiele osób tego nie zrozumie ;)


Jejuuu, nie wiedziałam, że to odchudzanie jest takie trudne! i wcale nie chodzi mi o trzymanie diety, bo to w tym wszystkim jest najprostsze. Ale sam fakt, żeby poznać siebie, poznać mechanizmy, jakie mną kierują, kiedy sięgam BEZMYŚLNIE po coś...

No cóż :) Jako dojrzała kobieta powinnam chyba w końcu wejrzeć w siebie ;)

środa, 30 kwietnia 2014

365.230

Nietypowo piszę rano. 
Zawsze siadałam do bloga wieczorem, żeby też móc podsumować dzień.
Ale teraz mam chwilkę, więc piszę...

Od jakiegoś czasu ciągle to samo.
Nie podoba mi się to. Troszkę przybrałam, niedużo, ale jednak.
Kurcze, co ja mam w głowie, że nie potrafię tak normalnie kierować się zasadami?
Jak to działa, że jak JESTEM NA DIECIE, to nie mam problemu z regularnością, piciem wody... A jak nie jestem na diecie, to mi się przedłużają spotkania, unikam wody, bo jestem w trasie... Skąd się bierze to, że nic nie jest przeszkodą jak JESTEM NA DIECIE?

Chore to.
Muszę się jakoś sama skołczować ;)
Myślę, że to ani kwestia wiedzy (bo wiem już wystarczająco dużo), ani jakości jedzenia... To COŚ siedzi w głowie.
A skoro wiem i nie robię tego, co powinnam, to mam wyrzuty sumienia. A wiadomo, jak się z nimi żyje... Kijowo...

Dobrze, że jest ten długi weekend. 
Będę miała trochę czasu dla siebie. Odpocznę. Marzy mi się wylegiwanie na słonku, ale chyba z tym będzie słabo, niestety...

W każdym razie muszę mieć czas, żeby sobie poukładać w głowie, o co kaman...

Na razie jestem tym trochę przygnębiona, przytłoczona, zmęczona...

wtorek, 22 kwietnia 2014

365.222

Święta, święta i po świętach - nasze ulubione rodzinne powiedzenie (które pojawia się zwykle pierwszego dnia :) zaraz po zaspokojeniu pierwszego głodu :))

W zasadzie to wciąż świętujemy, bo mimo że już po Wielkanocy, to mamy gości, siedzimy sobie razem (z przerwami na pracę jednak ;)), a jak siedzimy, to jemy, pijemy...
Muszę jednak stwierdzić, że nie tak dużo jak kiedyś (mam na myśli jedzenie oczywiście :)). 
Pilnujemy się jednak (bo Siostra ma też się odchudza i bardzo dobrze jej idzie!), żeby nie wystawiać orzeszków, serków czy innych pierdoletów na stół. Bo jak stoją, to je się je bezwiednie...

Przybyło mi nieco na wadze, ale kontroluję się i mam nadzieję, że zaraz się z tym uporam - tym bardziej, że mam wrażenie, że jednak część z tego to woda (sól, wino i takie tam).
Choć nie powiem, ciasta trochę też zjadłam.
No nagrzeszyłam trochę, ale mam zamiar nie skupiać się na tym!
Idę do przodu i już :)

Dziś ananas na drugie śniadanie i duuużo wody! 
Spróbuję się przedrenować :)

 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

365.214

Nie idzie mi coś.
Chyba źle jest zaczynać zdanie (a post tym bardziej!) od 'nie', nie?
Nie jestem malkontentką. Jestem po prostu bardzo zmęczona.
Dużo wzięłam na siebie różnych spraw, skumulowało się, nie mam chwili dla siebie, na to, żeby się wyspać, pobyczyć. To chyba to. 

Staram się jeść regularnie. Ale pozwalam sobie na to i tamto.
Rezultat: +1 kg 

Miałam docisnąć jeszcze trochę, żeby tę serię zakończyć jednak wynikiem -10, ale nie dałam rady. 
Może po świętach, jak odpocznę? Nie chcę się katować. Nie chcę się zadręczać wyrzutami sumienia. 
Chcę łagodnie do siebie podejść. Nie chodzi o folgowanie sobie, ale o taką wyrozumiałość i pozwolenie sobie na poluzowanie gdzieś... bo pęknę...

Pms mi minął, a mi się nadal płakać chce, to chyba sygnał, żem zmęczona.
Żeby chociaż pogoda odwracała moją uwagę. A tu lipa...

Kurde, jak to odchudzanie siedzi w głowie.
Jak bardzo trzeba sobie tłuc do głowy, żeby było normalnie...

Ale chcę, żeby było normalnie, więc walczę dalej, nooo...

a to powiało optymizmem ;)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

365.207

Zjadłam dziś tiramisu! Dziwnie mi z tym ;) Malutką, co prawda, porcję, ale jednak... Przyszła sąsiadka i przyniosła. 

Ciężko mi idzie. Zdecydowanie wolę być na diecie. Zaczynam od jutra znów, ale nie na długo, bo 'zaś' coś się dzieje. A to goście, a to bankiet, a to święta... Jak jestem na diecie, to żadne takie sprawy mnie nie dotyczą! Jak to się dzieje? Wtedy nie ma 'zmiłuj'. Więc może lepiej dla mnie?!

Zaobserwowałam u siebie kilka zachowań, które nie sprzyjają odchudzaniu.
1. Jak zdarzy mi się zdrzemnąć w ciągu dnia (rzadko, ale jednak), to po kilkunastu minutach snu budzę się głodna jak wilk! Trudno mi zapanować nad tym. 
2. Zdecydowanie lepiej na mnie działa dzień pełen zajęć! Nie mogę mieć luzu (ale to można się wykończyć...).

Jak sobie radzić z tym na dłuższą metę? Co jeszcze mnie gubi?
Muszę pomyśleć i... eliminować, eliminować, eliminować...

środa, 2 kwietnia 2014

365.202

Dobra... wróciłam do normalności. Z jedzeniem i z wagą :)

Zaczynam mieć jakąś obsesję. Patrzę nie tylko na to, co ja jem, ale też na to, co jedzą inni!
Hmm... i boli mnie, jak słabo jedzą ;) 
Zaczynam być domową terrorystką :) Krzywię się na białe pieczywo, na sól, na colę...

No łatwo ze mną nie mają ;)

Na razie fajnie mi idzie. Jem bardzo przyzwoicie (regularnie, dobrze ilościowo (o ile nie za mało ;)), jakościowo ok), piję wodę (wczoraj ze cztery litry, ale byłam na minimaratonie zumby, więc dużo wypociłam ;)).

Największą pokusą dla mnie są orzechy i migdały! Żadne słodycze! 
Chcę je mieś w szafce, żeby dorzucać do porannej owsianki chociażby. Ale, kurcze, na tym się nie kończy... Nie potrafię się powstrzymać. Tak! To jest zdecydowanie moja słabość...

I czerwone wino <zawstydzona>

poniedziałek, 31 marca 2014

365.200

Dwusetny dzień mojego odchudzania. Już minęłam półmetek :)

Wynik nie do końca mnie zadowala, ale cieszę się z tego, co mam (nowe spodnie i sukienkę na przykład :))

Za mną ciężki tydzień. Praktycznie pięć dni była poza domem. Na pierwszy dzień jeszcze zaopatrzyłam się w porządne jedzenie, ale potem to już trochę 'co popadnie'. Jak byliśmy w knajpie, to wybierałam sałatki (i nie piłam piwa!), także całkiem, całkiem. Gorzej na stoisku (byłam na targach), tam z braku laku wsuwałam mieszankę studencką, kilka wafelków i paluszków. No słabo...


Wieczorem oczywiście trochę alko. Ale bez nadmiaru ;)

Wracaliśmy no 'noclegowni' późno, otwarta była już tylko Żabka. Nawet nie wiedziałam, jak trudno tam zrobić sensowne zakupy. Nawet jabłka były niewydarzone... Więc zaopatrzyłam się bułkę jakąś z ziarnami (nie wierzę, że z mąki pełnoziarnistej), serek wiejski (jeden mi zamarzł w lodówce więc stracony) i pomidory.

W sobotę przedpołudnie jak marzenie! Słońce, kawa na Francuskiej w fajnym towarzystwie... 
Było tak:


Tarta na czekoladowym spodzie, z mascarpone, truskawkami i kiwi absolutnie grzechu warta! :)

A po powrocie, w niedzielę... pogoda boska, grill i serniczek - ale taki bez mąki i ciasta, faaajny wyszedł, pierwszy raz robiłam.

I tyle grzechów, dziś się zdyscyplinowałam, jadłam zgodnie z zasadami. Na jutro też już mam gotowe pojemniki.

Cholernie mi ciężko bez diety, uwierzycie? Łatwiej mi wziąć karteczkę i odhaczać, co zrobiłam, co jeszcze mam zrobić. 

Patrycja, zrobię sobie sama rozpiskę i dam Ci do sprawdzenia :) Co za charakter, no? Żeby nie umieć korzystać z wolności...

wtorek, 25 marca 2014

365.194

I znów minęło kilka dni... Nie mam na nic czasu... Jestem zmęczona, mój organizm chyba też, bo waga stoi...
Decyzja: zarzucam na dwa tygodnie taką ścisłą dietę. Muszę dać mu odsapnąć. Brakuje mi 3 kg do celu (a do mojego osobistego celu 4 kg). Potem chciałam zapauzować... ale trudno.

Dziś wyjeżdżam i wracam do domu dopiero w sobotę. Nawet się nie będę ważyć. Ale muszę pilnować, co jem, kiedy jem...

Na drogę pudełka zapakowane, ale jutro już będzie nieco trudniej...

Napiszę, jak idzie :)

środa, 19 marca 2014

365.188

Jak ten czas gna... Znowu zgubiłam tydzień. Myślałam, że nie było mnie tu trzy dni, a tu się trochę więcej zrobiło.

Pewno dlatego, że oprócz nawału pracy mam jeszcze szkolenie - w każdy (bez jednego) weekend do świąt. Ba! do połowy maja... Więc nawet weekendy zlatują mi nie wiem jak i kiedy...

Dziś chodziłam po sklepach i... nic. Null. Nic mi się nie podoba. Nie potrafię rozglądać się za kolorowymi ciuchami. Modne w tym sezonie pastelowe kolory nie są zupełnie moje. Etnicznych deseni też nie lubię za bardzo, a dużo tego w sklepach...
A nie mam w czym chodzić, ratunkuuu...

Wynik do dziś to -17,5. Powolutku, pomalutku... Ale podobno widać :) Wczoraj na zebraniu w szkole nawet nauczycielka mnie o to zagadnęła :)

Miłe to :)

--------------
Dziś jadłam:
śniadanie: koktajl owocowy
drugie śniadanie: kanapka z żółtym serem
obiad: indyk z pomidorami i cukinią
podwieczorek: melon
kolacja: koktajl warzywny i twaróg (i kilka kawałeczków kurczaka - nadprogramowo - bo robiłam rodzinie tortille, a on był taki pyszny... z kuminem... grzech...)

czwartek, 13 marca 2014

365.182



Tak... to mój dzisiejszy obiad. I lokal ;)
Ostatnio coraz częściej jadam w aucie (mówiąc to właśnie sobie przypomniałam, że muszę skoczyć do garażu, bo w schowku został pojemnik i widelec...). Fajnie by było utrzymać zwyczaj 'pudełkowej' diety już po diecie. Unika się wtedy jedzenia co popadnie (u mnie był to najczęściej jogurt i bułka - same węglowodany...). 

Dziś zaczęłam dietę selerową i odkryłam pyszny (i bardzo prosty) krem z selera. Udusiłam seler z gałką muszkatołową, oliwą chili, zmiksowałam, posypałam prażonym słonecznikiem. Super! I chyba nie ma to to za dużo kalorii. Fajna kolacja. Zapisuję na moją food listę :)

Wróciłam właśnie przed chwilą z zumby, a jeszcze muszę przygotować pudełka na jutro...
Więc spadam...
Dobranoc :)

---------------
Dziś jadłam:
śniadanie: sałatka z jajkiem
drugie śniadanie: surówka z marchewki z ananasem
obiad: pieczony indyk i brokuły
podwieczorek: kefir
kolacja: zupa krem z selera

poniedziałek, 10 marca 2014

365.179

Szczęście! :) Kupiłam sobie spodnie, tadam! W normalnym sklepie! i to nie był największy rozmiar :) Pozwolę sobie wkleić zdjęcie :)




















Mężu! bój się! zakupy zaczynają mi sprawiać przyjemność! :)

Z bardziej 'dietowych' zagadnień, to w związku z moimi problemami (ja to gdzieś ostatnio usłyszałam) z transferem pożywienia z jelit ;) umówiłam się do gastrologa. Coś może poradzi. Bo przecież jem wszystko, co normalnych ludzi za przeproszeniem mocno przeczyszcza... No ale nie mnie! Stąd ta waga: -600 g, + 100, + 100, - 200, + 100 i tak w kółko...

-----------
Dziś jadłam:
śniadanie: kapusta kiszona z oliwą (!!!) i kromka chleba
drugie śniadanie: ryba w sosie jogurtowym
obiad: musli i troszkę jogurtu
podwieczorek: koktajl z owoców leśnych
kolacja: duszona ryba i warzywa

 


sobota, 8 marca 2014

365.177

Nie wiem, co się ze mną dzieje! Jest weekend, 22.30, a ja zasypiam, oglądając film... To nie jest normalne. I poddaję się temu, chodzę wcześnie spać. Mam przed oczami nawet to, jak ten mój organizm się musi w nocy napracować, żeby nabrać sił ;) Wierzę tym, co mówią, że przy odchudzaniu trzeba więcej spać... No inaczej się nie da ;)

Miałam napisać o diecie ananasowej. Nie jem, broń Boże, samego ananasa, żeby nikt nie myślał.
Ale sporo go jest w  różnych posiłkach :)
Dziś na przykład jadłam na kolację pyszną sałatkę: miks sałat, kozi serek, ananas i grzanki z pełnoziarnistego chleba. Do tego sos: oliwa, cytryna i odrobina miodu :) Do powtórzenia :)

Na śniadanie jadłam na przykład... kanapkę z ananasem :) Fajne to :)

Jutro ostatni dzień na ananasie, a od poniedziałku lecę na selerze ;)

Podgryzłam dziś troszkę orzechów nerkowca (aaa, zgrzeszyłam!).
Ale za to ominęłam jeden posiłek (to chyba jeszcze gorzej!). Ale po prostu te weekendowe dni są jakieś krótsze - nie wyrobiłam się!

To zmykam spać, jak zwykle ostatnio :)

Dobranoc...

piątek, 7 marca 2014

365.176

Ale ten czas gna! Jeszcze weekend zajęty! Każdy weekend do świąt zajęty... Kto mi umyje okna???

Dziś dużo nie napiszę, bo niedawno dopiero wróciłam do domu i padam na twarz.

Idzie mi całkiem, całkiem - za 10 dkg ogłoszę -17 kg ;) Ale to za 10 dkg, nie będę teraz o tym pisać ;)

Od dziś jestem na diecie ananasowej - oj, jak lubię. Jutro opowiem, co jem. Fajne rzeczy jem :)

Jutro postaram się tu wrócić :)

Dobranoc...

niedziela, 2 marca 2014

365.171

Zdaje się, że coś się ruszyło! Nareszcie! Odrobinę, ale mam nadzieję, że teraz pójdzie...
4 kg... tyle brakuje mi do końca tego setu.
Tak naprawdę chciałabym 6 - ale nie wiem, czy to jest realne marzenie...
Dlaczego 6? Bo... wg wszelkich kalkulatorów BMI przeskoczyłabym z otyłości do nadwagi. Byłoby mi lepiej... psychicznie ;)

Dziś zaczęłam taki 6-weekendowy kurs, szkolenie, podczas którego też karmią.
Nie wiem, jak karmią, bo miałam ze sobą swoje pojemniczki. Nawet to zgłosiłam, że póki co nie będę korzystać z kateringu.

Jestem trochę głodna, tym bardziej, że rodzina miała dzisiaj home made pizza z razowej mąki. Pachniało... ależ pachniało... Ale twardym cza być!

-------------
Dziś jadłam:
śniadanie: kromka chleba pełnoziarnistego z pomidorem
drugie śniadanie: jajko
obiad: pierś z indyka z warzywami
podwieczorek: ananas
kolacja: tuńczyk z warzywami, czyli sałatka z tuńczykiem :)

wtorek, 25 lutego 2014

365.166

No to popychamy dalej. 
Przez trzy dni dieta na bazie kiszonej kapusty. W sumie fajnie, bo miałam ochotę na taki konkretny smak.
Ma ruszyć wagę i... moje jakieś leniwe jelita.
Liczę na nią :)

A dziś miałam szósty masaż. Skupiamy się teraz na nogach, może uda się tam coś rozruszać i przy następnym pomiarze będzie spektakularna różnica :)
Ale boliii, oj, jak boliii...
Przydałby się jakiś relaksik po tej serii :)

Ale nie zniechęcamy się. Walczymy :)

----------
Dziś jadłam:
śniadanie: jogurt i ananas
drugie śniadanie: sok ananasowy 
obiad: kapusta kiszona
podwieczorek: mandarynki
kolacja: pierś z indyka z kapustą kiszoną

piątek, 21 lutego 2014

365.162

Dziś krótko, bo padam na twarz...

Dwudniowa dieta, lekka - da się na niej wyżyć :)

Mierzenie - bez fajerwerków: 
ramiona, pod biustem, nad kolanem - po 1 cm.
brzuch jakoś kilka centymetrów, fajnie
nogi - null, zero, nic! ale dziadostwo :(

Waga też stoi.
Teraz trwa walka. Ciekawe kto wygra: ja czy mój organizm, który widać, że broni się, zapiera, jak może...

Zwykle odchudzanie na tym etapie kończyłam.
Teraz nawet o tym nie myślę! :) I to jest sukces :)

Bardzo wspierają mnie dziewczyny z EQ, mówiąc, żebym w głowie odpuściła, nie patrzyła tak na wagę, tylko robiła swoje, a efekt sam przyjdzie...

Taaa, sam. Akurat :)

Ale biorę to sobie do serca :)

---------------
Dziś jadłam:
śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem i kiwi
drugie śniadanie: jabłko
obiad: kromka chleba z plasterkiem wędliny i pomidor
podwieczorek: fasolka szparagowa
kolacja: pierś z kurczaka z warzywami

No cienko było, jestem głodna, więc idę spać. Dobranoc :)

czwartek, 20 lutego 2014

365.161

Czwarty dzień z rzędu boli mnie głowa. Tak migrenowo, niefajnie. 
Nawet pierwszy raz od początku odchudzania wzięłam leki przeciwbólowe, bo jakoś funkcjonować muszę.
Oj, nie jest mi dobrze, no nie jest...

Ponieważ ta waga moja oporna jakaś, znów stoi jak zaklęta, jutro i pojutrze będę na diecie lekkiej. Słabo mi na samą myśl ;)
Ale wytrzymam, co mam nie wytrzymać ;)
Oby tylko coś się ruszyło...

Jutro masaż i mierzenie obwodów.
Jak będzie się czym pochwalić, to jutro napiszę ;)

A może ból głowy i senność (najchętniej zaraz poszłabym do łóżka ;)) to reakcja organizmu i obrona przed spalaniem? W ciągu dnia mam energię, ale wyjątkowo szybko wieczorem 'schodzę'...

--------------
Dziś jadłam:
śniadanie: koktajl bananowy
drugie śniadanie: sałatka z rukoli i pomidora
obiad: pierś z kurczaka z warzywami
podwieczorek: 2 wafle ryżowe i jogurt z owocami
kolacja: sałatka (mix sałat, pomidor, papryka) i pierś z kurczaka

niedziela, 16 lutego 2014

365.157



Takie cztery (4, nie pomyliłam się!) muffinki zjadłam dziś na podwieczorek. Tak miałam w rozpisce - podaną ilość składników, z których wyszły mi cztery ciastka.

Nie wytrzymałam i napisałam do Justyny:
- czy to jest na pewno przepis na jeden raz? wyszły mi cztery muffiny. boję się. psychicznie nie dam rady tyle zjeść!
- tobie chyba ta dieta źle na głowę robi! oczywiście, że na jeden raz :) Masz zeżreć wszystko i cieszyć się życiem!

Hehe, nie ma to jak dobry kołczing :) Zjadłam. Ze smakiem. Ciastka z mąki gryczanej i odrobiną ksylitolu i orzeszków :) Pyszne, serio!

Lekko głodna idę spać, ale to lubię :)

-------------
Dziś zjadłam:
śniadanie: miał być budyń gryczany, ale była owsianka (rano odwoziłam dziecko na obóz, jakoś obawiałam się na pierwszy rzut oka skomplikowanego przepisu o tej porze...)
drugie śniadanie: miał być marwit, było jabłko i mandarynka
obiad: kasza z warzywami
podwieczorek: ciastka gryczane i kefir
kolacja: krupnik z kaszą gryczaną i kawałkiem indyka

piątek, 14 lutego 2014

365.155

Dwa dni pełne wrażeń, do tego stopnia, że zapominałam o jedzeniu!
Oj, fajne takie chwile, kiedy z podekscytowania nie czuć głodu :)

To podniecenie wzięło się stąd, że (nareszcie!) uruchomiliśmy stronę www naszej firmy - bardzo nam z tym dobrze :)

Od dziś jestem na diecie gryczanej. Cztery dni na bazie gryki (kasza, mąka...).
Dziś jadłam coś przepysznego, co na pewno wrzucę na moją 'playlistę' :)

Voila! Oto ona! Tarta gryczana... 
















Farsz lekko zmodyfikowałam, po prostu: ugotowana kasza gryczana z suszonymi pomidorami, szpinakiem i serkiem kozim. Ciasto kruche z mąki gryczanej. Absolutny przebój :) Zdecydowanie dzisiaj można mi zazdrościć diety! :)

---------------
Dziś jadłam:
śniadanie: gryczanka - coś jak owsianka, tylko z kaszy gryczanej :)
drugie śniadanie: na zdjęciu :)
obiad: kasza z warzywami 
podwieczorek: placuszek z mąki gryczanej i kefir
kolacja: kasa gryczana z twarogiem, cebulką i papryką

wtorek, 11 lutego 2014

365.152

Szkoda, że dziś nie 150 dzień, bo ładnie by się złożyło ze zgubionymi 15 kg ;)
Tak, tak... Dziś świętuję zrzucenie 15 kg! 

I jest mi dobrze! I nie dlatego, że zjadłam pyszną kolację! Nawet mimo pms :) Jest mi dobrze!

Refleksje?
Cieszę się, że trafiłam na EQ, na Justynę, Kamilę, Magdę i Patrycję. Dziewczyny, wszystkie, są super, potrafią zmotywować, poradzić, wesprzeć, wymęczyć masażem ;)

Co jest wyjątkowego w odchudzaniu z EQ? To, że oprócz diety i codziennych smsów (spróbuj zaspać i nie napisać, jak się ma poranna waga, to zaraz ścigają, czy wszystko ok ;), są masaże.

Ale masaże to nie tylko masaże - tak przewrotnie napiszę.

Każdy masaż trwa godzinę. Za każdym razem jest to godzina gadania o trudnościach, o przepisach, o tym, co gdzie kupić, co czym zastąpić... Jestem osobą, która docieka, zadaje pytania - tu mogę je wszystkie wyczerpać do cna! :)

Co więcej, dziewczyny same praktykują, mimo że wszystkie szczuplutkie, idealne (a może właśnie dlatego?).
Jedzą regularnie, same dobre rzeczy, też noszą się z pojemniczkami :) One doskonale wiedzą, o czym mówią. Poradzą nawet, gdzie jaki fajny pojemniczek kupić :)

To one sprawiają, że wierzę, że uda mi się tym razem osiągnąć cel :) Dzięki, Dziewczyny :)

Się rozpisałam :) To teraz jeszcze wstawię zupełnie słabej jakości zdjęcie, ale za to jaką ma moc!
Wstawiam je tu, żebym sama mogła zajrzeć, popatrzeć, zmotywować się do dalszej pracy, wystraszyć na widok 'biforka'. Następne zdjęcia będą lepszej jakości, obiecuję :)


Trala la! jestem o 15 kg lżejsza :)

--------------
Dziś jadłam:
śniadanie: gruszka i serek wiejski
drugie śniadanie: surówka z selera i gruszki
obiad: mix sałat z gruszką, orzechami nerkowca i dipem miodowym
podwieczorek: jak drugie śniadanie
kolacja: pierś z kurczaka zapiekana z gruszkami i kardamonem (pychaaa!)

niedziela, 9 lutego 2014

365.150

Dzień po imprezie - + 30 dkg...
Nie objadałam się, dwa razy zjadłam lekką sałatkę, ale przegryzłam też korniszony, w sałatce też były buraczki marynowane. Mam nadzieję, że to raczej woda...

Dziś wstałam później, jak to po imprezie, więc ominęłam jeden posiłek (drugie śniadanie).
Poza tym wg planu.

Obchodził ktoś Międzynarodowy Dzień Pizzy? To dzisiaj! Zupełnie niechcący udało nam się świętować ;) Tzn. rodzina moja, bo ja - wiadomo - obiadek z rozpiski ;)

Ale za to przygotowaliśmy ciasto do pizzy z mąki razowej i orkiszowej :) I nikt się nie buntował! Ba! Nawet mówią, że wolą takie ciasto :) 
Cieszę się, że niektóre moje fisie im się udzielają :)

Syn zażyczył sobie na śniadanie owsiankę z bananem i żurawiną :)



--------------
Dziś jadłam:
śniadanie: kanapka z kozim serkiem i pomidorki koktajlowe
obiad: ryż z warzywami
podwieczorek: jabłko
kolacja: sałata z pomidorem, jajkiem (zagapiłam się i nie przygotowałam piersi z kurczaka, musiałam na szybko znaleźć zamiennik...) i z amarantusem

sobota, 8 lutego 2014

365.149

Ale ten czas leci! Nawet się nie spostrzegłam, jak trzy dni minęły od ostatniego wpisu!

Dziś trochę wcześniej, trochę w biegu, bo szykujemy się na bal :) 
No i 'zaś' pokusy ;)

Bal to duże słowo, bo szykujemy się na imprezę ze znajomymi w wynajętej sali i... na szczęście każdy przynosi coś do jedzenia, więc mogę się trochę zabezpieczyć ;)

No i zdeklarowałam wracać samochodem, coby i alko nie kusił ;)

I powiem tyle: amarantus czyni cuda! wyszłam ze swoich  problemów :)
I od razu na wadze lepiej :)
Stan na dziś to -14,7 kg :) 

Cieszy :)

A, i mam prikaz, żeby dziś nie kończyć jedzenia o 19 (bo będziemy długo siedzieć). Mam jeść coś lekkiego co 3 godziny, czyli 22 i nawet o 1...

------------
Dziś jadłam i jeszcze będę:
śniadanie: owsianka z jabłkiem i amarantusem
drugie śniadanie: kiwi
obiad: (pomyliłam się i zjadłam z jutra! pierwszy raz, pewno z pośpiechu): placuszki z amarantusa (pyszne!)
podwieczorek: sałatka owocowa (z amarantusem, a jakże! ;))
kolacje: będzie jabłko i serek wiejski
druga kolacja: przygotowałam sałatkę ze szpinakiem, serkiem kozim i buraczkami :)
trzecia kolacja: albo to samo, albo coś lekkiego, co znajdę na stole, albo nic, jeśli wrócimy do domu :)



środa, 5 lutego 2014

365.146

Po pierwszym masażu - nieposiniaczona, ale lekko obolała. Lekko. Nie będę dramatyzować ;)

I na trzy dni dostałam cieniutka dietkę, żeby trochę ruszyć te wredne kilogramy. 
No i głodna siedzę, dlatego zaraz idę spać.

Na szczęście motywują mnie ludzie wokół (choć pewno powinnam motywację czerpać z głębi siebie, a nie z otoczenia ;)). Zauważają, że schudłam. Mówią mi to! I chcę jeszcze więcej.

Nie mam żadnych refleksji, przemyśleń. Dzień był zaganiany, co przy tej dietce oznacza zgon, w sensie zjazd, odjazd i nie będę się bronić...

------------
Dziś jadłam:
śniadanie: jogurt z owocami leśnymi i otrębami
drugie śniadanie: kiwi i... łyżeczka (!) posiekanych orzechów
obiad: makaron z tuńczykiem i pomidorem (żeby zobrazować ilości: 100 g makaronu i 2 łyżki tuńczyka ;))
podwieczorek: kefir
kolacja: caprese z połowy mozarelli

poniedziałek, 3 lutego 2014

365.144

Jutro pierwszy masaż w tej serii. No mam cykora, gdyby ktoś pytał ;)

Dostałam też nową dietę (od pojutrza), bo musimy trochę szturchnąć ten mój organizm. Zatrzymał się i stoi. 
Wiem, że to normalne, ale wkurza mnie bardzo, bo jednak efekty są bardzo motywujące.

A ten się broni, zapiera, żeby go tylko nikt z tych zapasów nie ogołocił...

Ale powalczymy, zwyciężymy! o :) W końcu walczę teraz jeszcze o 8 kg. 

Ciekawe tylko, jak na tej cienkiej diecie (bo podobno taka jest ;)) będzie mi się funkcjonować. 
Ostatnio wystarczająco odczuwam brak energii i senność...

No nic, będę zdawać relacje...

---------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: twaróg z pomidorem (miała być rzodkiewka i szczypiorek, ale się zagapiłam i nie miałam)
drugie śniadanie: kasza jaglana z jabłkiem i cynamonem
obiad: to co wczoraj, czyli kasza z indykiem i szpinakiem (baaardzo fajne)
podwieczorek: też kasza z jabłkiem
kolacja: ykhmm... ykhmm... miały być kotleciki z kaszy jaglanej (z cebulką, czerwoną papryką i curry), ale... wszystko mi się rozleciało i zjadłam kaszę z drobno posiekanymi warzywami ;) Ale było pyszne!

Dochodzę do wniosku, że nie lubię żadnych placków, kotlecików. Nigdy nie lubiłam i nie umiałam ich robić (czyt. smażyć). Następnym razem poproszę bez kotlecików ;)

niedziela, 2 lutego 2014

365.143

Weekend z gośćmi. To jest pewna trudność.
Nie o to chodzi, że mam więcej pokus, ale raczej o to, że nasze, moje i gości, 'pory posiłków' się nie synchronizują.
Wczoraj na przykład goście przyszli po 20. Ja o 19 zjadłam kolację, więc luz, nie byłam ani głodna, ani łasa na to, co na stole. 
Ale goście wyszli przed 3 i nie ukrywam, że pod koniec to byłam już słaba i skubałam rukolę i orzeszki pini z ulubionej sałatki :( No ale normalnie o tej porze bym już smacznie spała, a nie jadła ;)

Dziś rodzice na obiedzie. Wszyscy obiad o 15, a ja - o 16 (i tak zamieniłam obiad z podwieczorkiem).
Poza tym wstałam późno, pominęłam śniadanie, ale za to skubnęłam kilka płatków migdałowych i okruszków z szarlotki oraz kilka orzechów z miseczki...

Za tydzień kolejna impreza, nocna. Muszę wymyślić sposób, jak sobie poradzić.
Zdeklarowałam już, że będę kierowcą, więc przynajmniej alko nie będzie mnie kusić ;)

No mam trochę wyrzutów, tym bardziej, że waga stoi i pewno powinnam się bardziej przyłożyć.
No i jeszcze lekko zmodyfikowałam dzisiejszą kolację, bo nie zdążyłabym po gościach przygotować sobie tej z rozpiski...


-----------------
Dziś jadłam:
śniadanie: brak
drugie śniadanie: ciasto jaglane Patrycji (miałam w rozpisce, nie mogłam się oprzeć ;) fajne do porannej kawy, o takie:
pora obiadu - podwieczorek (te moje zamienione pozycje): sok marchewkowy Marvita i maca razowa
pora podwieczorku - obiad: indyk ze szpinakiem i kaszą jaglaną (pycha!)
kolacja: miał być bakłażan faszerowany kaszą jaglaną z warzywami, a była kasza jaglana po prostu duszona z warzywami

I ta właśnie dezorganizacja i nietrzymanie się planu mnie denerwuje. Musze na to wymyślić sposób na przyszłość...

piątek, 31 stycznia 2014

365.141

Sto czterdzieści jeden dni od początku. Sporo, nie?
Bilans: -12 kg.
Może to nie za dużo, ale cieszę się, że przez ten cały czas nie zrezygnowałam ani na moment z odchudzania.
Naprawdę to jest mój sukces!

Podobno jak się wolniej chudnie, to na dłużej zostaje ;) Tego się trzymam :)

No dobra, może to nie jest zbyt 'medialny' temat, ale walczę z zaparciami.
Dziwi mnie to, bo jem same wartościowe rzeczy, wody piję tyle, że czasami mam wrażenie, że odpłynę...
Męczy mnie to i żeby temu zaradzić dostałam kilkudniową dietę na bazie kaszy jaglanej. Super, bo bardzo ją lubię :)
Mam nadzieję, że moje problemy się wkrótce skończą, co też będzie widoczne na wadze ;)

-------------------
dziś jadłam:
śniadanie: miała być sałatka owocowa, ale samowolnie zmieniłam to na kaszę jaglaną z jabłkiem
drugie śniadanie: twaróg z siemieniem lnianym
obiad: ...wbrew pozorom bardzo fajny ;) kapusta kiszona i chleb (wiadomo, porządny taki :))
podwieczorek: kefir i zalane wrzątkiem suszone śliwki
kolacja: ryba i surowe warzywa



środa, 29 stycznia 2014

365.139

Gdybym miała napisać, jak się czuję, to musiałabym kolejny wpis zacząć od marudzenia.
Więc sobie odpuszczam ;)

Dziś zaczęłam trzydniową dietkę, która ma poprawić pracę mojego układu pokarmowego.
Nie wiedzieć czemu się rozleniwił i... odbija się to na wadze: plus pół kg.
Żebym chociaż zjadła coś dobrego albo choć wina się napiła, no! wiedziałabym czemu na tej wadze tyle ;)

Dietka ok, choć jutrzejszy poranek mnie lekko przeraża - pierwszy raz chyba w życiu będę jeść na śniadanie... kapustę kiszoną ;)


 
Wciąż kicham i prycham. Dziecko też. I jeszcze nie zapisałam się na masaże... Ale od przyszłego tygodnia to już mus...


------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: śliwki suszone i siemię lniane zalane wcześniej wrzątkiem i maślanka
drugie śniadanie: twarożek z siemieniem (też namoczonym wcześniej)
obiad: ryba i leczo
podwieczorek: jabłko z cynamonem i maślanka
kolacja: jak obiad

wtorek, 28 stycznia 2014

365.138

Dzisiaj mi średnio. 
Jestem głodna, brakuje mi coś energii i chęci...

Na dodatek sfajczyłam obiad ;) Miało się dusić, a zagadałam się przez telefon i... mocno się przysmażyło ;) Zjadłam, bo co miałam zrobić, ale bez specjalnego smaku...

Jutro zaczynam trzydniową dietę, która  - jakby tu powiedzieć - ma mi trochę podkręcić przemianę... Niby mam w diecie dużo błonnika, wody... a zalega mi coś, zalega... Dyskomfort. Nie lubię. Ciekawe, czy pomoże.

Waga na razie stoi.
Jakieś - 2 kg od początku (z haczykiem, ale to się ciągle waha...).

Refleksja taka - łatwiej mi się odchudza, jak jest cieplej na dworze... ;)
Mam wtedy w ogóle więcej energii i więcej zapału do wszystkiego.
Co by tu zrobić, żeby wykrzesać z siebie chęć i entuzjazm? 


-------------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: sałatka owocowa
drugie śniadanie: chleb z pomidorem
obiad: ciecierzyca duszona (taaaa...) z marchewką, cebulką, pomidorami i czosnkiem
podwieczorek: kanapka z konfiturą (ale ponieważ miałam malutki kawałek chleba i zjadłam go bez masła, to pozwoliłam sobie na herbatę z sokiem malinowym)
kolacja: leczo
 


poniedziałek, 27 stycznia 2014

365.137

Padam ze zmęczenia.
Zima przyszła (styczeń w końcu), a ja tak nie lubię, jak jest zimno...
Jeść mi się chce, skórę mam suchą i nic jej nie pomaga (bardziej niż w lecie) i w ogóle przespałabym do wiosny...

A tu... jeszcze ze dwa miesiące. Do końca tej serii mojego dietowania. 
Ale za to jaka będzie ta wiosna! ja lżejsza o dwie zgrzewki, fajnie będzie :) Zacznę to sobie wizualizować...

Jutro zostaję w domu z Młodym, bo jakiś zagrypiony.
Ja też zakatarzona, ale na razie daję radę bez prochów (których w czasie kuracji mam unikać).

Idę chyba zaraz spać, sen sprzyja odchudzaniu ;) (a i na oczy już nie widzę, wciąż przy monitorze...).

Dobranoc.

--------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: 2 kanapki z żółtym serem i ananasem
drugie śniadanie (zamieniłam z podwieczorkiem): ciasteczka owsiane i kawa (w Ikea ;))
obiad: makaron z tuńczykiem, groszkiem, kukurydzą i sosem jogurtowo-musztardowym
podwieczorek: zamiast herbaty z sokiem malinowym wypiłam herbatę z cytryną, imbirem i miodem, licząc, że zadziała uzdrawiająco...
kolacja: sałata, ogórek i kawalątek łososia

niedziela, 26 stycznia 2014

365.136

Wczoraj byłam tak skonana, że nie dałam rady nic napisać. Poszłam spać... przed dziećmi! Mąż mi zwrócił uwagę, że teraz to już tak będzie coraz częściej ;) 

Byliśmy na turnieju, całą drużyną, 170 km w jedną stronę.
Było wesoło, towarzysko, wyprawa jak kiedyś zakładowe wyjazdy na grzyby ;)
Chłopaki grały zacięcie. Gardła mamy zdarte. Miejsce czwarte, ale było na co popatrzeć :)

Tym bardziej jestem dumna, że udało mi się wytrwać w mojej 'rozpisce' :)
A pokus było trochę. Wiadomo. Każdy czymś częstował, na miejscu bar z żurkiem, po powrocie wspólna pizza. A ja? A ja wyciągałam swoje pojemniczki w swoich godzinach :)

A dziś niedziela, relaks, katar, kocyk...
Dzielę się z Wami moim podwieczorkiem :) Ktoś będzie jeszcze się wzbraniał przed odchudzaniem? ;)



Ach, muszę umówić się z powrotem na masaże.
Nie da się tego w nieskończoność odkładać ;) tchórz ze mnie ;)
No ale ta skóra potem... warto :)

----------------------------
Dziś jadłam:
śniadanie: sałatka owocowa
drugie śniadanie: herbata malinowa wg planu, a wypiłam lipkę z miodem i cytryną, bo tak czułam (się ;))
obiad: ryż z warzywami (papryka, pieczarki, odrobina kukurydzy - co ciekawe, zero przypraw, a było bardzo smaczne)
podwieczorek: jak na zdjęciu :)
kolacja: (wciąż przede mną :)) sałatka z rukoli

piątek, 24 stycznia 2014

365.134

Dzisiaj udane, choć nie do końca trzymałam się diety.

Zjadłam mniej. Na podwieczorek zamiast banana wypiłam cappuccino (takie okoliczności), a kolację zjadłam ponad godzinę później niż powinnam. Nie dojechałam do domu na czas. Może jakoś to przejdzie ;)

Jutro malutka próba przede mną - wyjazd na cały dzień, autobusem, w towarzystwie... Jedziemy na mecz Orlików :) Muszę zabrać prowiant na cały dzień. Mam nadzieję, że nie ulegnę żadnej pokusie :)

Wypiłam za mało wody - już tego nie nadrobię, ale jeszcze dopiję...

------------
Dziś jadłam:
śniadanie: chleb z miodem (luuubię!)
drugie śniadanie: twaróg z miodem (może być. wolę twaróg z pieprzem)
obiad: ryż i duszone warzywa
podwieczorek: cappuccino zamiast banana i herbaty z sokiem malinowym
kolacja: miks sałat z pomidorem i fetą (zapomniałam o sezamie... :( )