piątek, 23 maja 2014

365.253

Odkrycie: Podstawą każdej diety jest dobry plan posiłków...
To początek artykułu, na który się dziś natchnęłam, i... olśniło mnie!
Nie mogę w swoim 'jedzeniu' iść na żywioł!
Muszę dokładnie wiedzieć, co będę jeść następnego dnia. I chodzi głównie o obiady i kolacje (bo śniadania owsiankowo-kaszojaglane mi pasują).

Dzisiaj cierpię! Zgrzeszyłam, ale nawet nie mam wyrzutów!

Wszystko przez truskawki!
Nie powściągnęłam się i zjadłam kilka więcej (hahaha, kilka!).
Mam też straszną ochotę na szparagi... a jutro nie mam ich w jadłospisie (ale ominę to, gdyż mam szaszłyki warzywne ;)).

A tak w ogóle to fajnie mi, jak zwykle, jak mi idzie.
"Zrzuciłam" prawie 2,5 kg - od wtorku, czyli woda, woda, woda... ileż jej można nagromadzić?!

I kupiłam sobie na dobry start takie coś o:















 No sroka ze mnie ;)



wtorek, 20 maja 2014

365.250

No to pierwszy dzień za mną - chyba już mogę tak powiedzieć :)



To moje drugie śniadanie!
Prawda, że piękne? :)

Dobrze mi. Ja chyba jestem psychiczna ;) Ale lubię być na diecie.
Ale zadanie przede mną - nauczyć się nie żyć na diecie.
Nauczyć się dokonywać wyborów.

I przekonać samą siebie, że nie muszę korzystać z każdej nadarzającej się okazji, żeby coś pysznego zjeść/wypić, bo okazji będzie wiele i nic na zawsze mnie nie ominie :)
Nie wiem, jak to wytłumaczyć lepiej...

Jest dobrze :)


poniedziałek, 19 maja 2014

365.249

Jutro zaczynam.
Z Patrycją :)

Cieszę się, ale też trochę się obawiam. 
No nic... idę spać.
Jutro będzie dobry dzień :)

sobota, 17 maja 2014

365.247

Nic nie pisałam, ale kilka rzeczy się wydarzyło.
Od wtorku zaczynam kolejny set.
To dobrze. Bardzo dobrze.

Obawiam się diety w sezonie grilowo-imprezowo-wyjazdowym.
Już mam kilka imprez w zanadrzu, którym będę musiałam podołać.
Takie stacjonarne to pół biedy, gorzej z wyjazdami na dwa, trzy dni i dłużej...

Za tydzień mam pierwszy i nie wiem, czy nie zrezygnuję...
Drugi zaplanowany na koniec czerwca - do tego czasu jakoś okrzepnę...

Obawiam się, ale nie chcę tego przekładać.

Planowałam też przed następną sesją zrzucić jeszcze kilka kilogramów, ale marnie mi idzie, więc nie ma na co czekać. 

Muszę spojrzeć sobie w oczy i pogodzić się z tym, że zaczynam z kilkoma kilogramami na plusie. Nie udało mi się tym razem utrzymać idealnie tego, co zdobyłam.
Ale też nie chcę (jak to miałam wcześniej w 'zwyczaju') z tego powodu machnąć ręką i powiedzieć, że dalsze odchudzanie zatem nie ma sensu. 

Zaczynam z Patrycją, która za cel postawiła sobie oduczyć mnie bycia na diecie na tej diecie :)
Patrycja... poddam się bez szemrania, obiecuję być zdyscyplinowana, posłuszna i szczęśliwa :)

W poniedziałek spotykam się z Patrycją, żeby omówić, co i jak.

I niech już będzie ta ładna pogoda, no...
Potrzebuję dołączyć ruch!

 

piątek, 9 maja 2014

365.239

Pomału się ogarniam. Wracam do rytmu. Wracam do porcji. Wracam do przepisów.
Lepiej mi z tym! Bez dwóch zdań!

(no i znikają wyrzuty sumienia ;))

Ciągle analizuję i zastanawiam się nad tym, kiedy najtrudniej zapanować mi nad apetytem.
I mam. Nie zdarza się często, bo też nieczęsto mam na to okazję - popołudniowa drzemka.
Choćby miała miejsce tuż po obiedzie i trwała 15 minut, to i tak budzę się głodna jak wilk! 
Ki czort??
Jak nad tym zapanować?
Czym ten nieposkromiony apetyt oszukać? Przecież to nie jest głód! To jakieś spadki cukru, nie wiem co.
Sposób na to? nie spać w ciągu dnia.
Ale czasem się nie da - po intensywnym dniu takie 15 minut pozwalają w cudowny sposób się zregenerować. Nie warto z tym walczyć - ale warto walczyć z tym, co potem ;) ;)

Dzisiejszy mój grzech? kawałek ukochanej czekolady Lindta z chili...

niedziela, 4 maja 2014

365.234

Koniec majówki. Święta już dawno minęło. Koniec pretekstów, wymówek. Na jutro już rozpisałam sobie posiłki. Muszę się postawić do pionu :)


Dziś na powitanie dzieci (były cztery dni na biwaku) zrobiłam tartę z mascarpone i malinami.

Pamiętam, jak ja my z siostrą byłyśmy młodsze i wracałyśmy do domu z jakichś obozów, zawsze na nasz czekało coś dobrego. Najbardziej chyba obie uwielbiałyśmy chrusty (czyli faworki)! 
No i przełożyło się to na moje rodzinne życie - też zawsze się staram zrobić coś dobrego na ich przyjazd :)

Po pytaniach Patrycji pod poprzednim postem i po przeczytaniu artykułu z pogranicza psychodietetyki zaczęły mnie nachodzić myśli, że to może nie najlepiej, że chcąc zrobić im przyjemność, robię coś do jedzenia? Że rzeczywiście przygotowanie jedzenia (no może nie na co dzień, jak się spieszę), zapraszanie ludzi na jedzenie, a potem siedzenie i jedzenie - to są naprawdę przyjemności. I że zaspakaja się tym nie tylko potrzebę głodu... Ale to truizm.

Napisałam Patrycji, że jem z nudów. Myślałam i myślałam. To nie tak! Bo nie mam czasu ostatnio się nudzić. To jakieś cholerne zajadanie emocji. Mam chwilę wolnego, ale świadomość góry niezrobionych rzeczy nie pozwala mi się cieszyć tą chwilą, tylko mam jakieś wyrzuty sumienia i... Pewno wiele osób tego nie zrozumie ;)


Jejuuu, nie wiedziałam, że to odchudzanie jest takie trudne! i wcale nie chodzi mi o trzymanie diety, bo to w tym wszystkim jest najprostsze. Ale sam fakt, żeby poznać siebie, poznać mechanizmy, jakie mną kierują, kiedy sięgam BEZMYŚLNIE po coś...

No cóż :) Jako dojrzała kobieta powinnam chyba w końcu wejrzeć w siebie ;)