środa, 30 kwietnia 2014

365.230

Nietypowo piszę rano. 
Zawsze siadałam do bloga wieczorem, żeby też móc podsumować dzień.
Ale teraz mam chwilkę, więc piszę...

Od jakiegoś czasu ciągle to samo.
Nie podoba mi się to. Troszkę przybrałam, niedużo, ale jednak.
Kurcze, co ja mam w głowie, że nie potrafię tak normalnie kierować się zasadami?
Jak to działa, że jak JESTEM NA DIECIE, to nie mam problemu z regularnością, piciem wody... A jak nie jestem na diecie, to mi się przedłużają spotkania, unikam wody, bo jestem w trasie... Skąd się bierze to, że nic nie jest przeszkodą jak JESTEM NA DIECIE?

Chore to.
Muszę się jakoś sama skołczować ;)
Myślę, że to ani kwestia wiedzy (bo wiem już wystarczająco dużo), ani jakości jedzenia... To COŚ siedzi w głowie.
A skoro wiem i nie robię tego, co powinnam, to mam wyrzuty sumienia. A wiadomo, jak się z nimi żyje... Kijowo...

Dobrze, że jest ten długi weekend. 
Będę miała trochę czasu dla siebie. Odpocznę. Marzy mi się wylegiwanie na słonku, ale chyba z tym będzie słabo, niestety...

W każdym razie muszę mieć czas, żeby sobie poukładać w głowie, o co kaman...

Na razie jestem tym trochę przygnębiona, przytłoczona, zmęczona...

wtorek, 22 kwietnia 2014

365.222

Święta, święta i po świętach - nasze ulubione rodzinne powiedzenie (które pojawia się zwykle pierwszego dnia :) zaraz po zaspokojeniu pierwszego głodu :))

W zasadzie to wciąż świętujemy, bo mimo że już po Wielkanocy, to mamy gości, siedzimy sobie razem (z przerwami na pracę jednak ;)), a jak siedzimy, to jemy, pijemy...
Muszę jednak stwierdzić, że nie tak dużo jak kiedyś (mam na myśli jedzenie oczywiście :)). 
Pilnujemy się jednak (bo Siostra ma też się odchudza i bardzo dobrze jej idzie!), żeby nie wystawiać orzeszków, serków czy innych pierdoletów na stół. Bo jak stoją, to je się je bezwiednie...

Przybyło mi nieco na wadze, ale kontroluję się i mam nadzieję, że zaraz się z tym uporam - tym bardziej, że mam wrażenie, że jednak część z tego to woda (sól, wino i takie tam).
Choć nie powiem, ciasta trochę też zjadłam.
No nagrzeszyłam trochę, ale mam zamiar nie skupiać się na tym!
Idę do przodu i już :)

Dziś ananas na drugie śniadanie i duuużo wody! 
Spróbuję się przedrenować :)

 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

365.214

Nie idzie mi coś.
Chyba źle jest zaczynać zdanie (a post tym bardziej!) od 'nie', nie?
Nie jestem malkontentką. Jestem po prostu bardzo zmęczona.
Dużo wzięłam na siebie różnych spraw, skumulowało się, nie mam chwili dla siebie, na to, żeby się wyspać, pobyczyć. To chyba to. 

Staram się jeść regularnie. Ale pozwalam sobie na to i tamto.
Rezultat: +1 kg 

Miałam docisnąć jeszcze trochę, żeby tę serię zakończyć jednak wynikiem -10, ale nie dałam rady. 
Może po świętach, jak odpocznę? Nie chcę się katować. Nie chcę się zadręczać wyrzutami sumienia. 
Chcę łagodnie do siebie podejść. Nie chodzi o folgowanie sobie, ale o taką wyrozumiałość i pozwolenie sobie na poluzowanie gdzieś... bo pęknę...

Pms mi minął, a mi się nadal płakać chce, to chyba sygnał, żem zmęczona.
Żeby chociaż pogoda odwracała moją uwagę. A tu lipa...

Kurde, jak to odchudzanie siedzi w głowie.
Jak bardzo trzeba sobie tłuc do głowy, żeby było normalnie...

Ale chcę, żeby było normalnie, więc walczę dalej, nooo...

a to powiało optymizmem ;)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

365.207

Zjadłam dziś tiramisu! Dziwnie mi z tym ;) Malutką, co prawda, porcję, ale jednak... Przyszła sąsiadka i przyniosła. 

Ciężko mi idzie. Zdecydowanie wolę być na diecie. Zaczynam od jutra znów, ale nie na długo, bo 'zaś' coś się dzieje. A to goście, a to bankiet, a to święta... Jak jestem na diecie, to żadne takie sprawy mnie nie dotyczą! Jak to się dzieje? Wtedy nie ma 'zmiłuj'. Więc może lepiej dla mnie?!

Zaobserwowałam u siebie kilka zachowań, które nie sprzyjają odchudzaniu.
1. Jak zdarzy mi się zdrzemnąć w ciągu dnia (rzadko, ale jednak), to po kilkunastu minutach snu budzę się głodna jak wilk! Trudno mi zapanować nad tym. 
2. Zdecydowanie lepiej na mnie działa dzień pełen zajęć! Nie mogę mieć luzu (ale to można się wykończyć...).

Jak sobie radzić z tym na dłuższą metę? Co jeszcze mnie gubi?
Muszę pomyśleć i... eliminować, eliminować, eliminować...

środa, 2 kwietnia 2014

365.202

Dobra... wróciłam do normalności. Z jedzeniem i z wagą :)

Zaczynam mieć jakąś obsesję. Patrzę nie tylko na to, co ja jem, ale też na to, co jedzą inni!
Hmm... i boli mnie, jak słabo jedzą ;) 
Zaczynam być domową terrorystką :) Krzywię się na białe pieczywo, na sól, na colę...

No łatwo ze mną nie mają ;)

Na razie fajnie mi idzie. Jem bardzo przyzwoicie (regularnie, dobrze ilościowo (o ile nie za mało ;)), jakościowo ok), piję wodę (wczoraj ze cztery litry, ale byłam na minimaratonie zumby, więc dużo wypociłam ;)).

Największą pokusą dla mnie są orzechy i migdały! Żadne słodycze! 
Chcę je mieś w szafce, żeby dorzucać do porannej owsianki chociażby. Ale, kurcze, na tym się nie kończy... Nie potrafię się powstrzymać. Tak! To jest zdecydowanie moja słabość...

I czerwone wino <zawstydzona>