Jutro mijają dwa miesiące od początku odchudzania.
Dziś byłam na ostatnim masażu (i nadal boli, wbrew temu, co mówiły mi dziewczyny - że ostatni to nawet przyjemność :P).
Bilans:
- 10 kg (!)
- 10 cm w talii
- 3 cm w ramieniu
- 1 cm na szyi ;)
Zaliczyłam wyjazd towarzyski, trochę grzeszyłam (głównie winem ;)), ale mimo to waga spadła! Pilnowałam godzin posiłków, z różnym skutkiem.
Od poniedziałku przechodzę na dietę stabilizacyjną - będę się uczyć jeść normalnie i utrzymać wagę.
A moje obiady wyglądają ostatnio tak:
Ale warto :)
piątek, 15 listopada 2013
środa, 6 listopada 2013
365.55
Ale miałam dzisiaj pyszny podwieczorek - moje odkrycie! (dzięki EQ oczywiście :))
Pokrojona w plasterki pomarańcza (rozłożona na całym talerzyku, żeby było więcej ;)), delikatnie podgrzana, posypana cynamonem i płatkami migdałowymi! No pyszne! Słodkie, soczyste, chrupiące!
Zrobiłam dziecku na podwieczorek, też się zajadało :)
A z bardziej przyziemnych rzeczy, to moja waga, która stoi jak zaklęta! A właściwie się waha 300 g w dół, 300 g w górę... A już jest tak blisko celu, tak bliziutko... No...
Mam (wciąż) zamiar się nie poddać! :)
Pokrojona w plasterki pomarańcza (rozłożona na całym talerzyku, żeby było więcej ;)), delikatnie podgrzana, posypana cynamonem i płatkami migdałowymi! No pyszne! Słodkie, soczyste, chrupiące!
Zrobiłam dziecku na podwieczorek, też się zajadało :)
A z bardziej przyziemnych rzeczy, to moja waga, która stoi jak zaklęta! A właściwie się waha 300 g w dół, 300 g w górę... A już jest tak blisko celu, tak bliziutko... No...
Mam (wciąż) zamiar się nie poddać! :)
poniedziałek, 4 listopada 2013
365.53
Waham się, który dzień w nazwie posta wpisać, bo co prawda jest już nowy dzień (53), ale jeszcze nie poszłam spać, czyli tkwię w 52....
Długo nie pisałam, ale trzymam się dzielnie.
Nie pisałam, bo w tygodniu padam na twarz. Mam bardzo dużo pracy, wieczorami już naprawdę nie mam siły sklecić kilku sensownych zdań.
Druga rzecz, że - mimo że się trzymam - waga mi się zatrzymała. A nawet poszła trochę w górę, potem w dół, potem więcej w górę, potem w dół... Dziś na szczęście jest lepiej i mogę powiedzieć, że ważę już o zgrzewkę wody mineralnej (6 x 1,5 l) mniej! Wzięłam sobie taką zgrzewkę do ręki dzisiaj... No wierzyć mi się nie chce, że jeszcze dwa miesiące temu dygałam na okrągło z taką zgrzewką!!! Mam ochotę zrzucić 'z siebie' następną zgrzewkę! :)
Nie mogę spać ostatnio. Kładę się, przewracam z boku na bok, wstaję, siedzę do 3, próbuję zmęczyć oczy czytaniem/oglądaniem/czymkolwiek... a rano jestem nieprzytomna. Jutro pewno też tak będzie. No nic, jakoś to, mam nadzieję, przeżyję. I wierzę, że to przejściowe. Bardzo wierzę...
Idę sobie... Może zasnę... Albo włączę sobie jakiś serial na dobranoc...
Długo nie pisałam, ale trzymam się dzielnie.
Nie pisałam, bo w tygodniu padam na twarz. Mam bardzo dużo pracy, wieczorami już naprawdę nie mam siły sklecić kilku sensownych zdań.
Druga rzecz, że - mimo że się trzymam - waga mi się zatrzymała. A nawet poszła trochę w górę, potem w dół, potem więcej w górę, potem w dół... Dziś na szczęście jest lepiej i mogę powiedzieć, że ważę już o zgrzewkę wody mineralnej (6 x 1,5 l) mniej! Wzięłam sobie taką zgrzewkę do ręki dzisiaj... No wierzyć mi się nie chce, że jeszcze dwa miesiące temu dygałam na okrągło z taką zgrzewką!!! Mam ochotę zrzucić 'z siebie' następną zgrzewkę! :)
Nie mogę spać ostatnio. Kładę się, przewracam z boku na bok, wstaję, siedzę do 3, próbuję zmęczyć oczy czytaniem/oglądaniem/czymkolwiek... a rano jestem nieprzytomna. Jutro pewno też tak będzie. No nic, jakoś to, mam nadzieję, przeżyję. I wierzę, że to przejściowe. Bardzo wierzę...
Idę sobie... Może zasnę... Albo włączę sobie jakiś serial na dobranoc...
Subskrybuj:
Posty (Atom)