Dobra... wróciłam do normalności. Z jedzeniem i z wagą :)
Zaczynam mieć jakąś obsesję. Patrzę nie tylko na to, co ja jem, ale też na to, co jedzą inni!
Hmm... i boli mnie, jak słabo jedzą ;)
Zaczynam być domową terrorystką :) Krzywię się na białe pieczywo, na sól, na colę...
No łatwo ze mną nie mają ;)
Na razie fajnie mi idzie. Jem bardzo przyzwoicie (regularnie, dobrze ilościowo (o ile nie za mało ;)), jakościowo ok), piję wodę (wczoraj ze cztery litry, ale byłam na minimaratonie zumby, więc dużo wypociłam ;)).
Największą pokusą dla mnie są orzechy i migdały! Żadne słodycze!
Chcę je mieś w szafce, żeby dorzucać do porannej owsianki chociażby. Ale, kurcze, na tym się nie kończy... Nie potrafię się powstrzymać. Tak! To jest zdecydowanie moja słabość...
I czerwone wino <zawstydzona>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz