piątek, 17 stycznia 2014

365.127

No to zaliczam poślizg. Zaczynam dziś, 17 stycznia, a nie 13, jak planowałam.
Miałam dużo pracy, byłam zaganiana, nawet nie miałam kiedy zrobić zakupów pod dietę.

Ale chyba gdzieś w środku bałam się zacząć. Bardzo chciałam już wrócić do dietowania, ale bałam się, że nie dam rady... Chyba trochę tak...

Pierwszy dzień (można chyba tak powiedzieć) za mną. 
Jest dobrze! Mimo wszystkich przeciwności losu (początek okresu, zepsuta pralka, zepsuty laptop (stres, stres, stres, bo bez komputera nie ma pracy. na komputerze jest wszystko. z godziny na godzinę było coraz gorzej, bo zdawałam sobie sprawę, czego jeszcze nie mogę zrobić bez komputera...), zalany przez dzieci xbox na koniec...).

I dobrze, że mimo wszystko nie uległam pokusie pocieszania się winem/czekoladą czy czymśtam :)
Komputer udało się zbackupować (czy jak to zapisać) i jedzie do serwisu (na gwarancji), xbox wysechł i działa (uff), pralka... (tu jeszcze nie wiem, co zrobię), a reszta jakoś się ułoży :)

No głodna trochę jestem, muszę przyznać.
Ale i tak mi dobrze :)




3 komentarze: